Koordynująca akcję Anna Piunowa poinformowała w sobotę na stronie mountain.ru, że "Sani pozostała połowa Snickersa", a "bateria w jego telefonie satelitarnym, przez który się komunikuje, pokazuje tylko jeden procent". "Trzy dni po śmierci Sierioży Saszy (...) udało mu się rozbić namiot na małej półce" - dodała. Ratownicy czekają na okno pogodowe W swoim wpisie Piunowa sugeruje, że uratowanie Gukowa będzie możliwe w przypadku idealnie bezwietrznej pogody, która umożliwiłaby na podejście blisko ściany śmigłowca, który za pomocą liny podjąłby alpinistę. Jak zaznacza, "jeśli dziś będzie choć niewielkie okno pogodowe, spróbujemy zrzucić mu sprzęt - jedzenie, gaz, telefon satelitarny". W piątek z powodu złej pogody ze Skardu nie zdołał odlecieć śmigłowiec, by przetransportować ratowników do obozu macierzystego na Latok I. W czwartek chęć dołączenia do ekipy ratowniczej zgłosił przebywający w Skardu Andrzej Bargiel, ale w pierwszej kolejności nad Latok mają lecieć Włoch Herve Barmasse i Niemiec David Goettler, którzy znajdują się w obozie podstawowym pod Gasherbrum II. Z kolei Adam Bielecki z Jackiem Czechem, którzy przebywali w bazie pod Gaszerbrumami, w piątek rozpoczęli trekking powrotny do Askole. Bielecki zaznaczył jednak w kontekście ratowania Gukowa, że "gdyby była taka potrzeba, to możemy te plany zmienić". Sygnał SOS: Zostałem w ścianie bez ekwipunku. Potrzebuję pomocy Podczas wspinaczki dziewiczym, północnym filarem Latoku I, w środę zginął Siergiej Głazunow. W ścianie pozostał bez sprzętu jego partner Gukow, który poprzez telefon satelitarny nadał sygnał SOS: "Potrzebuję pomocy. Muszę być ewakuowany. Siergiej poleciał. Zostałem w ścianie bez ekwipunku". Według portalu Drytooling, mimo ponad 25 prób przebycia 2,5-kilometrowego północnego filaru Latok I, od 1978 r. nikt nie zbliżył się nawet do poziomu 7000 m. Wysokość tę osiągnęła jedynie pierwsza wyprawa na szczyt, w której uczestniczyli Jim Donini, Michael Kennedy, George Lowe i Jeff Lowe. Gukow i Głazunow próbowali przejść filar także w ubiegłym roku.