Pozostali uczestnicy rejsu, w tym duża grupa dzieci najprawdopodobniej nie żyją. Do tej pory ratownicy wyciągnęli z wraku ciała ponad 50 osób. Według danych Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych Federacji Rosyjskiej wśród 207 osób znajdujących się na pokładzie "Bułgarii" wiele to "gapowicze". Instrukcja eksploatacji dopuszczała obecność 120 pasażerów i 36 członków załogi. Tak więc aż o ponad 50 osób przekroczono normy bezpieczeństwa. Komitet Śledczy ustalił, że prom wyszedł z portu z niesprawnym silnikiem i silnym przechyłem na prawą burtę. Statek "Bułgaria" nie miał także aktualnej licencji na przewozy pasażerskie, luki bezpieczeństwa były zablokowane, a liczba pasażerów przekraczała normy bezpieczeństwa. Płetwonurkowie wydobywający z wraku ciała ofiar twierdzą, że większość pasażerów była ubrana w kamizelki ratunkowe, ale nie zdążyli oni wydostać się na pokład. - Luki bezpieczeństwa były zawalone jakimiś paczkami - ujawniają ratownicy. - Płetwonurkowie będą pracować do całkowitego zakończenia operacji. Mamy informację, że już dotarli do Sali Muzycznej, gdzie znajdowała się duża liczba dzieci i schodzą coraz niżej w kierunku dna statku - poinformował przedstawiciel Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych Murat Rachnatullin. Po zakończeniu operacji wydobywania ciał ratownicy spróbują podnieść "Bułgarię" z dna Wołgi. Nie nastąpi to jednak wcześniej niż za 4 do 5 dni. Tyle potrzeba aby ściągnąć pływające dźwigi i barki holownicze. Po podniesieniu statek zostanie odholowany na mieliznę i rozebrany na części. Ratownicy nie wykluczają, że odnajdą wtedy jeszcze ciała wielu osób. Prezydent Dmitrij Miedwiediew ogłosił wtorek dniem żałoby w całym kraju w związku z dużą liczbą ofiar śmiertelnych katastrofy na Wołdze. Zlecił też skontrolowanie wszystkich jednostek wodnego transportu pasażerskiego. - Trzeba ocenić sytuację i zlecić lub przeprowadzić niezbędny remont kapitalny tym, którzy posiadają statki, albo wycofać je z eksploatacji, jeśli się nie nadają - podkreślił. "Bułgaria" to dwupokładowy statek motorowy zbudowany w roku 1955 w Czechosłowacji. Ta wycieczkowa jednostka wracała do stolicy regionu, Kazania, gdy zatonęła w głębokiej na 20 metrów wodzie w odległości ok. 3 km od brzegu.