Mężczyzna, który przed wybuchem wojny w Syrii trenował pływanie, przygotowywał się do pokonania dystansu kilka miesięcy - od maja do września. We wrześniu uznał, że jest gotowy, by spróbować. Wcześniej dokładnie przestudiował mapy, żeby wybrać najkrótszą trasę. Do woreczka, który przykleił do talii zapakował telefon komórkowy i karty pamięci ze zdjęciami rodziny. Zanim wszedł do wody, przez godzinę uciekał przed policjantami, którzy patrolowali plażę w poszukiwaniu przemytników ludzi. - Przez cały czas myślałem, że umrę - powiedział Ameer dziennikarzowi "The Sunday Times", z którym rozmawiał w obozie w Szwecji. - Ale patrzyłem przed siebie i myślałem: "to tam jest moja przyszłość". Po 7 godzinach mężczyzna dopłynął do Somos. Potem przeszedł na piechotę jeszcze 11 km, żeby w porcie dać się zarejestrować jako uchodźca. - Nie byłem jedyny - podkreślił w rozmowie. - Byli też inni. Ale teraz nie płyną. Woda jest za zimna.