O wydarzeniu tym, do którego doszło w ostatnią sobotę - gdy odbywało się referendum mające przesądzić o przyszłości Basescu jako szefa państwa - prasa rumuńska poinformowała w poniedziałek. Basescu przebywał w sobotę wraz z żoną w centrum handlowym, gdy pewna dziennikarka współpracująca z prywatnym kanałem telewizji zbliżyła się do niego, rejestrując obraz swoim telefonem komórkowym, i zapytała, jakiego wyniku referendum się spodziewa. Prezydent odparł: "Nie masz nic lepszego do roboty, mała?", wyrwał jej telefon i odszedł. Nie zdając sobie sprawy, że aparat nadal działa, rzucił do żony: "Jaka ta śmierdząca Cyganka zrobiła się agresywna". Dziennikarce zwrócono w niedzielę telefon, na którym zachowała się rozmowa prezydenta z żoną. Nagranie wideo wykasowano. Basescu złożył w poniedziałek dziennikarce "szczere przeprosiny" za "niewłaściwe sformułowanie" użyte w rozmowie prywatnej. Swoje zachowanie tłumaczył "stanem najwyższego napięcia publicznego i medialnego". Zapewnił, że jego słowa "w żadnym wypadku nie świadczą o jego nastawieniu do społeczności cygańskiej Rumunii, dla której żywi szacunek za pielęgnowanie swojej tożsamości i wkład w życie demokratyczne społeczeństwa rumuńskiego". Rumuni odrzucili w sobotnim referendum podjętą przez parlament próbę odsunięcia Basescu od władzy. W referendum odpowiadali na pytanie, czy prezydent, zawieszony w obowiązkach przez parlament pod zarzutem "naruszenia konstytucji", musi odejść z urzędu. W kwietniu Basescu został zawieszony w funkcjach szefa państwa w związku z zarzutami o nadużycie władzy. Jego obowiązki tymczasowo przejął przewodniczący Senatu Nicolae Vacaroiu. Przyczyną kryzysu politycznego w Rumunii był m.in. spór między prezydentem a premierem Calinem Popescu Tariceanu, jego dawnym sojusznikiem. Tariceanu odrzucił m.in. propozycję rozpisania przedterminowych wyborów, złożoną przez prezydenta, a także dokonał zmian w gabinecie, usuwając z niego osoby związane z prezydentem. Tariceanu reprezentował też pogląd, że Rumunia powinna wycofać swój kontyngent z Iraku, na co nie zgodził się Basescu, zdecydowanie popierający USA. Prezydent naraził się też wielu politykom, nakazując otwarcie archiwów byłej komunistycznej tajnej policji Securitate i przeniesienie ich do instytutu CNAS, odpowiednika polskiego IPN.