Przypomnijmy, że do swojej administracji <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-trump,gsbi,16" title="Donald Trump" target="_blank">Donald Trump</a> zaprosił osoby powiązane z wielkim biznesem: prezesów wielkich koncernów, finansistów związanych z bankiem Goldman Sachs i miliarderów. Sam Jamie Dimon również został zatrudniony w dwóch ciałach doradczych prezydenta-elekta. Prezes JPMorgan Chase uważa, że strategia Donalda Trumpa jest słuszna i korzystna dla USA. "Błędem jest wmawianie amerykańskiej opinii publicznej, że jeżeli pracujesz dla koncernu naftowego czy dla banku, to automatycznie jesteś kimś złym. Wielu z tych ludzi to wysoce wykwalifikowani patrioci, którzy chcą pomóc swojemu krajowi. To ludzie z ogromną wiedzą, którzy, mam nadzieję, wykonają znakomitą pracę" - powiedział Jamie Dimon "Bloombergowi". W trakcie kryzysu z 2008 roku bank Dimona został objęty tzw. bailoutem. Amerykański podatnik przekazał na ratowanie JPMorgana 25 miliardów dolarów. Później rządzony przez Dimona bank został ukarany grzywnami o łącznej wysokości miliarda dolarów za aferę "London Whale". Dimonowi udowodniono wówczas, że z premedytacją okłamywał inwestorów i opinię publiczną, ukrywając straty wynikające z ryzykownych operacji w Londynie. JPMorgan musiał również zapłacić 13 miliardów dolarów na mocy ugody z Departamentem Sprawiedliwości - chodziło o sprzedaż ryzykownych papierów wartościowych; bankowi zarzucano, że wprowadzał klientów w błąd. Jamie Dimon od lat sponsoruje polityków, dotychczas - głównie z Partii Demokratycznej. (mim)