Tomasz Szeratics z Departamentu Systemu Informacji MSZ powiedział, że pracownik pionu technicznego polskiej ambasady, który znajdował się niecałe 100 metrów od budynku ambasady, został zagadnięty przez dwóch mężczyzn, którzy poprosili go o papierosa. Kiedy mężczyzna odpowiedział po polsku, że "nie pali", otrzymał silne uderzenie w skroń, po czym upadł na ziemię. Sprawcy jeszcze przez jakiś czas bili i kopali napadniętego. Pobitemu udało się potem doczołgać do budynku portierni, gdzie natychmiast udzielono mu pomocy. Został przewieziony do szpitala. Zdaniem Szeratica, wstępne badania nie potwierdziły wewnętrznych obrażeń. - Bezspornym faktem jest silne obicie żeber, klatki piersiowej oraz duży krwiak na twarzy, prawdopodobnie od tego pierwszego uderzenia w skroń - powiedział Szeratic. Zarówno on, jak i konsul generalny RP, Tomasz Klimański, wyrazili przekonanie, że był to napad chuligański, którego sprawcy powinni zostać zatrzymani i ukarani zgodnie z prawem. Strona polska oczekuje od władz rosyjskich wyjaśnienia sprawy. Szeratics powiedział, że "jest jak najdalszy" od wiązania napadu na pracownika z pobiciem w Polsce dzieci rosyjskich dyplomatów. Dokładnie tydzień w Warszawie zostało pobitych trzech nastolatków, dzieci rosyjskich dyplomatów. Kreml uznał to przejaw polskiej rusofobii i zażądał oficjalnych przeprosin. Jednak Polska twardo stoi na stanowisku, iż był to jedynie godny ubolewania chuligański wybryk, bez podtekstów politycznych. Po ubiegłotygodniowym zajściu w Warszawie kierownictwo polskiej ambasady w Moskwie sugerowało pracownikom, by uważali na siebie i starali się nie wychodzić pojedynczo. Już wtedy obawiano się odwetu. Ambasador RP w Rosji Stefan Meller mówił przed tygodniem, że jeśli doszłoby do pobicia polskiego dyplomaty, nie czyniłby z tego incydentu politycznego, a po prostu zawiadomiłby milicję.