"Uruchomiliśmy na Białorusi nasze narzędzia przeciwko cenzurze, by Telegram pozostawał dostępny dla większości użytkowników. Połączenie jest jednak wciąż bardzo niestabilne, gdyż czasami internet jest całkowicie wyłączany w tym kraju" - napisał Durow. Problemy z dostępem do sieci Od niedzieli (9 sierpnia), kiedy na Białorusi odbyły się <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tagi-wybory,tId,92551" title="wybory" target="_blank">wybory</a> prezydenckie, w kraju są problemy z dostępem do internetu, w tym m.in. do serwisów społecznościowych i komunikatorów, takich jak Telegram, Facebook czy Vkontakte. "Cel odłączenia internetu jest oczywisty - to izolacja informacyjna i uniemożliwienie koordynacji protestu poprzez komunikatory i sieci społecznościowe" - powiedział Andrej Parotnikau, ekspert ds. bezpieczeństwa. Prezydent <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-alaksandr-lukaszenka,gsbi,1060" title="Alaksandr Łukaszenka" target="_blank">Alaksandr Łukaszenka</a> zapewnił, że internet na terytorium Białorusi blokowany jest z zagranicy, a nie przez władze. "Kogoś ręce świerzbią i wzywa, by wychodzić na ulice. Nawet internet odłączają z zagranicy, żeby wzbudzić u ludzi niezadowolenie. Teraz nasi specjaliści sprawdzają, skąd pochodzi ta blokada" - powiedział Łukaszenka. Protesty nie ustają Poniedziałek na Białorusi był drugim dniem protestów po niedzielnych wyborach prezydenckich, które - według oficjalnych wyników - wygrał Łukaszenka. Niezależni obserwatorzy twierdzą, że w czasie wyborów dochodziło do licznych nieprawidłowości, a frekwencja w lokalach wyborczych była zawyżana. Milicja używa granatów hukowych i gumowych kul. MSW podało, że podczas poniedziałkowych protestów w Mińsku zginął mężczyzna "usiłujący odpalić ładunek wybuchowy, który eksplodował w jego rękach".