Według Szijjarto, decyzja ta jest "ubolewania godna" i "niebezpieczna", gdyż do Europy znów będą mogły dostać się nielegalnie tłumy ludzi. Według niego, jest to zaproszenie dla tych, którzy chcą wyruszyć do Europy. Szef MSZ Węgier zaznaczył przy tym, że jest to tylko pierwszy krok, bo jeśli ktoś wpuszcza nielegalnych imigrantów, to będzie także chciał ich rozdzielić między państwa członkowskie. Jest to - jak ocenił szef węgierskiej dyplomacji - nowy środek nacisku, aby państwa członkowskie zaakceptowały kwoty relokacyjne, a więc aby na porządku dnia pojawił się mechanizm obowiązkowego podziału migrantów. "My to odrzucamy" - podkreślił Szijjarto, dodając, że Węgry nie zgodzą się na żadne kwoty i za wszelką cenę ochronią swoje granice. Minister powiedział, że w ciągu pierwszych siedmiu miesięcy tego roku do Turcji przybyło 224 tys. imigrantów, a według oficjalnych informacji Grecji sytuacja jest dokładnie taka sama, jak w 2015 r., na który przypadło apogeum napływu migrantów. Szijjarto dodał, że "Europa jest w niebezpieczeństwie" i czeka ją kolejna fala nielegalnej imigracji. Zaznaczył też, że w Europie istnieje tylko jedna wyraźna linia podziału - pomiędzy przeciwnikami i zwolennikami nielegalnej imigracji. Rzym dał w sobotę zielone światło operacji wysadzenia na Lampedusie 82 migrantów po zawarciu porozumienia przez pięć państw europejskich, co oznacza zwrot nowego rządu Włoch wobec polityki byłego ministra spraw wewnętrznych Matteo Salviniego, lidera skrajnie prawicowej Ligi, który zamknął włoskie porty dla statków ratujących z morza migrantów. Migranci zostali rozdzieleni po 24 osoby między Włochy, Francję i Niemcy, a także Portugalię i Luksemburg, które przyjmą kolejno osiem i dwie osoby. Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska