W czasie debaty na forum Rady Bezpieczeństwa przedstawiciel Autonomii Palestyńskiej oświadczył, że izraelskie wojsko, które strzelało do protestujących Palestyńczyków ostrą amunicją, popełniło "zbrodnię przeciwko ludzkości". Z kolei izraelski dyplomata oskarżył rządzący w Strefie Gazy Hamas o prowokację i wywołanie brutalnych zamieszek. Członkowie Rady Bezpieczeństwa zgodnie uznali, że izraelskie wojsko nadużyło siły, gdy strzelało do nieuzbrojonych Palestyńczyków. Jedynie Stany Zjednoczone, które od początku prezydentury Donalda Trumpa otwarcie popierają Izrael, uznały, że zachowanie izraelskich żołnierzy było usprawiedliwione. "Żaden kraj członkowski Rady nie zachowałby się w tej sytuacji bardziej powściągliwie niż Izrael" - mówiła amerykańska ambasador przy ONZ Nikki Haley. Śledztwo w sprawie masakry Kraje członkowskie Rady Bezpieczeństwa zamierzały przyjąć rezolucję wzywającą do międzynarodowego śledztwa w sprawie poniedziałkowej masakry w Strefie Gazy. Dokument zawetowały jednak Stany Zjednoczone. Samo posiedzenie rozpoczęło się od minuty ciszy dla uczczenia zabitych w Gazie. Zdecydowała o tym przewodnicząca pracom Rady polska ambasador Joanna Wronecka. W poniedziałek tysiące Palestyńczyków szturmowały płot graniczny między Gazą a Izraelem. Miała być to kulminacja pokojowego protestu Palestyńczyków, którzy domagali się zwrotu ziem zabranych im przez Izrael. W odpowiedzi izraelska armia otworzyła ogień i zabiła 58 osób, a tysiące raniła. W tym samym czasie kilkadziesiąt kilometrów dalej izraelscy i amerykańscy politycy wspólnie świętowali otwarcie nowej ambasady Stanów Zjednoczonych w Jerozolimie. Po poniedziałkowych wydarzeniach na Izrael spadła fala krytyki za użycie ostrej amunicji wobec nieuzbrojonych cywilów. Belgia i Irlandia wezwały izraelskich ambasadorów, a Turcja zażądała niezwłocznego wyjazdu izraelskiego dyplomaty.