Polak w kawiarni Wchodząc do kawiarni kątem oka widzę dwóch ludzi rozmawiających ze sobą po angielsku. "Przepraszam! My chyba jesteśmy umówieni" - słyszę za plecami. Czy moja "polskość" aż tak się rzuca w oczy? Pomyślałem mimochodem. Poznaję Artura - uśmiechniętego młodego studenta, który przyleciał do Belfastu na rok, aby zarobić trochę na studia w Polsce i wracać. Było to już trzy lata temu. Od tamtego czasu plany trochę się zmieniły... Artur jest teraz studentem informatyki na Queen's University w Belfaście, w ramach wymaganych na studiach praktyk pracuje w amerykańskiej, jednej z największych na świecie, firmie ubezpieczeniowej. Jest tutaj informatykiem, pobiera normalną pensję. Pełni również funkcję w samorządzie studenckim - jest przedstawicielem studentów zagranicznych. Jakby jeszcze miał mało zajęć, robi wieczorowy kurs z zarządzania i marketingu, a w wakacje wyjeżdża za granicę na obozy szkoleniowe jako instruktor strzelania (dzięki temu miał okazję zwiedzić USA, w ostatnie wakacje był również na Krecie). "Wszystko po to, aby stworzyć sobie solidną podstawę" - mówi - "takie otwarte furtki, inwestycja w siebie". Chociaż do kraju chciałby kiedyś wrócić, to najbliższej, i tej nawet trochę dalszej, przyszłości z ojczyzną nie wiąże. Przede wszystkim Artur chciałby dostać brytyjski paszport, który otworzy przed nim wiele możliwości, dlatego zamierza pozostać tu co najmniej 5 lat. "Próbowałem załatwić sobie letnie praktyki w Polsce, w firmie informatycznej, aby w przyszłości być może podjąć pracę w kraju" - mówi -" jednak albo oferowano mi praktyki darmowe, albo zainteresowania nie było wcale. Najprawdopodobniej po studiach podejmę pracę w firmie, w której pracuję teraz. Jeśli nie, to poszukam pracy w Londynie". Na uczelni Artur rodaków spotyka niewielu. W porównani np. z Chińczykami jest nas tu znikomy procent, jak 20 do 600. Większość rodaków przyjeżdża tutaj studiować dzięki programom wymiany studentów, takim jak Erasmus. Zdarza się jednak coraz częściej, że przychodzą po prostu z ulicy, składają aplikację i zaczynają studia. Jak Artur. Będąc na studiach, jeszcze w Polsce, nasz bohater postanowił wziąć urlop dziekański i wyjechać na Wyspy, aby zarobić pieniądze na dokończenie studiów w kraju. Pracę w Belfaście znalazł jeszcze w Polsce. Po przyjeździe agencja zatrudniła go w chłodni jednej z dużych sieci sklepów spożywczych. Tutaj spotkał się z nie najlepszym traktowaniem obcokrajowców przez niektórych lokalnych pracowników. Rasizm jest karalny, więc oficjalnie w zakładzie tym go nie było, a jednak... To doświadczenie zmobilizowało Artura do rozpoczęcia studiów. Okazało się, że z jego przyjęciem na uniwersytet nie było żadnych problemów. Studia czy kursy? W Irlandii Północnej są dwa uniwersytety: Quenn's University oraz University of Ulster. Z moich rozmów z Arturem oraz z przedstawicielami Ulster University wynika, że niewielu naszych rodaków tutaj na nich studiuje, choć są one na obcokrajowców otwarte. Tylko w tym roku zarejestrowanych na University of Ulster studentów z Polski jest 12. Dlatego uczelnia ta planuje zorganizowanie tzw. "drzwi otwartych" dla społeczności polskiej, aby zachęcić naszych rodaków do studiowania. Co jest przyczyną tak małej popularności studiów wśród Polaków na emigracji? Być może wysokie opłaty. Każdy student, który znajduje się w trudnej sytuacji materialnej może jednak ubiegać się o pokrycie kosztów kształcenia, dla pozostałych są preferencyjne kredyty studenckie. Może więc przyczyną jest brak możliwości pogodzenia studiów z pracą, może rodacy chętniej się doszkalają na wieczorowych kursach zawodowych. Uniwersytety wprawdzie oferują studia wieczorowe, ale największą ilość wszelkiego rodzaju kursów zawodowych, nie tylko języka angielskiego, znajdziemy w Belfast Metropolitan College. Wygląda na to, że tam naszych rodaków można spotkać zdecydowanie częściej. Towarzystwo mieszane, z przewagą polskiego "W mojej grupie towarzystwo jest bardzo międzynarodowe" - mówi Bartek, uczęszczający na kurs języka angielskiego w Belfast Metropolitan College już od 1,5 roku - "ale to pewnie dlatego, że jesteśmy na wyższym levelu. W poprzednich semestrach rodaków miałem zdecydowaną większość". Zdarza się, że np. w 15-osobowej grupie może być 10 Polaków, a pozostali to Czesi, Słowacy, czasem jakiś Hiszpan. "Wszyscy wiedzą, że bez angielskiego sobie tutaj nie poradzisz tak, jakbyś chciał" - motywuje swoją naukę Bartek - "a jeśli w dodatku myślisz, aby później trochę podróżować po świecie, to tym bardziej przyda ci się angielski udokumentowany dyplomem". Pozwala to również na podjęcie pracy w zagranicznej firmie. Choć mój rozmówca pracuje w jednej z fabryk na Donegalu w Belfaście, to jednak do zagadnienia rozwoju zawodowego podchodzi z dużym dystansem. "Trudno mówić o rozwoju zawodowym w tej firmie" - mówi - "mam ambicje i nie chcę spędzić swojego życia obsługując jakąś maszynę. Na co dzień spotykam ludzi, którzy właśnie całe swoje życie poświęcili pracując w tej fabryce i widzę jacy są nieszczęśliwi. Dlatego traktuję pracę tam, jako środek do osiągnięcia celu. Zarobki pozwalają mi odłożyć trochę pieniędzy, dzięki którym w przyszłym roku chciałbym spędzić 4 miesiące na podróżowaniu po Azji. To jest mój sposób na najbliższą i, mam nadzieję, również tę dalszą przyszłość". Brzmi to trochę tajemniczo. W styczniu nasz bohater był w Tajlandii na trzytygodniowych wakacjach, podczas których zdobył podstawowe uprawnienia płetwonurka. "Zakochałem się w nurkowaniu" - ekscytuje się Bartek - "i dlatego w przyszłym roku, podczas planowanej podróży po Azji, zamierzam ukończyć kolejne stopnie kursu, aby potem pracować jako instruktor nurkowania np. w Tajlandii. Wraz z moją dziewczyną planujemy zwiedzić również Kambodżę, Laos, Wietnam i być może nawet Chiny. Spotkałem tam wielu wspaniałych ludzi, turystów również z Polski, dla których sposób na życie to nie tylko siedzenie w biurze czy, tym bardziej, w fabryce od 8 do 16. Oni potrafią podróżować całymi miesiącami, a nawet latami, bo życie w Azji nie jest drogie. Generalnie przelicznik jest taki, że za 4 miesiące pracy i oszczędzania w UK można przeżyć rok np. w takiej Tajlandii. Dlatego właśnie jeszcze tu jestem, przez ten czas chcę uczyć się angielskiego, możliwie jak najintensywniej. Do Polski pewnie też będę podróżował, powrotu na stałe jednak nie przewiduję" - podsumowuje Bartek. Fajny układ Zarówno Bartka jak i Artura łączy chęć do nauki, jako inwestycji dającej w przyszłości wymierne korzyści. Niekiedy jednak rodacy robią różne kursy, bo mają dużo wolnego czasu po pracy, który wolą zagospodarować z pożytkiem. "Znam Polaków, którzy uczą się języka arabskiego" - mówi Bartek - "nie pytaj mnie dlaczego. Może z nudów?" Jesteśmy chyba narodem, który lubi się uczyć, bo jesteśmy do tego przyzwyczajeni jeszcze z kraju. Poziom edukacji w Polsce jest przecież znacznie wyższy niż w UK. "Niektórzy przyjechali tu, aby się uczyć, niektórzy, aby pracować, a niektórzy, aby robić i to i to, no i to jest chyba fajny układ" - podsumowuje mój rozmówca. Dlaczego więc tak niewielu z nas można spotkać na tutejszych uniwersytetach? Paweł Bruger