Już teraz francuscy eksperci zajmujący się badaniem przyczyn katastrof lotniczych są niemal pewni, że skrzydło pochodzi właśnie z zaginionej maszyny. Dotychczas nie było wiadomo, co się z nią stało. Według eksperta Xaviera Tytelmana znalezienie skrzydła przy wyspie nie oznacza, że samolot rozbił się w tamtym miejscu. Oceanograf Joel Sudre podkreśla, że w rejonie równika istnieją bardzo silne prądy podmorskie, które w ciągu półtora roku mogły z wód u wybrzeży Australii przynieść znalezioną część w okolice Reunion. Samolot zniknął z radarów w marcu ubiegłego roku. Na pokładzie było 239 osób. Zdaniem śledczych maszyna z nieznanych przyczyn zmieniła kierunek lotu. Pierwotnie miała udać się z Kuala Lumpur do Pekinu. Eksperci przypuszczają, że maszyna spadła do Oceanu Indyjskiego, prawdopodobnie na zachód od Australii, gdy skończyło się paliwo. Dotychczasowe poszukiwania, prowadzone na obszarze dziesiątków tysięcy kilometrów kwadratowych, nie dały jednak żadnego rezultatu.