Drzwi na rynek pracy przymkną się dla murarza czy hydraulika z Polski lub Słowacji, ale pozostaną otwarte na przykład dla polskiego informatyka, który teraz będzie jednak konkurował z kolegami po fachu z Bangladeszu czy Nowej Zelandii. - Ten system uważamy za bardziej sprawiedliwy, bo ocenia ludzi z całego świata według tych samych kryteriów. Patrzymy na ich umiejętności, a nie na to, skąd jest ich paszport - powiedział Polskiemu Radiu Kevin Foster, sekretarz stanu ds. imigracji w brytyjskim MSW. Jak jednak zapewnił, "oczywiście oznacza to, że nadal witać będziemy wielu Polaków".Warunki minimum dla otrzymania wizy to oferta pracy, która musi opiewać rocznie na ponad 25,5 tys. funtów. Wymagana jest też znajomość języka angielskiego. Punkty będzie się również zdobywać na przykład za posiadanie określonych przez gabinet Borisa Johnsona kwalifikacji.Część ekonomistów wyraża obawy z powodu regulacji, które sprawią, że od stycznia rząd będzie miał większy niż dotąd wpływ na to, kogo będą mogli zatrudniać brytyjscy przedsiębiorcy. Wielu ekspertów medycznych ostrzega też, że służba zdrowia może odczuć np. braki pielęgniarek.Rząd w Londynie wzoruje swój system na australijskim systemie punktowym. Tam stworzono go jednak po to, by zwiększyć liczbę imigrantów, co też się stało. Przed tym efektem ostrzega domagający się ograniczenia liczby przybyszów think tank Migration Watch.Skala imigracji - w dużej mierze z Polski - była głównym tematem kampanii referendalnej z 2016 roku. Wnioski o pobrexitowe wizy można składać tutaj.