Jak tłumaczy politolog Cornel Ciurea, Moskwa może łatwo wywrzeć na Kiszyniów presję gospodarczą. Na przykład poprzez zamrożenie swojego rynku dla eksportu mołdawskiej żywności. Działo się tak już kilkakrotnie w przypadku wina czy produktów mięsnych. Jak dodaje ekspert - możliwy jest także scenariusz konfliktu zbrojnego. Rosja ma bowiem bardzo silne wpływy w samozwańczej, separatystycznej Republice Naddniestrzańskiej, która znajduje się po wschodniej stronie rzeki Dniestr - tłumaczy Ciurea.- Na lewym brzegu Dniestru jest kilkanaście wsi pod kontrolą Kiszyniowa. Władze Naddniestrza chcą w nich przeprowadzić referendum. Albo co gorsza wprowadzić tam swoje wojska. A to wywoła reakcje łańcuchową. Będziemy zapewne zmuszeni stosownie zareagować, to znaczy też wysłać tam wojsko. A taka sytuacją może się przerodzić w kryzys militarny - dodaje politolog. Tylko 100 kilometrówNiezależna dziennikarka Lina Grau także liczy się z ponownym wybuchem konfliktu o Naddniestrze, którego Mołdawia nie kontroluje od czasu wojny stoczonej w 1992 roku. Jak mówi, Mołdawianie do pewnego stopnia przyzwyczaili się do tego zagrożenia. Ale - dodaje - fakt, że niespokojnie jest już nie tylko na wschodzie Ukrainy, ale także w położonej na południu Odessie nasila obawy w Kiszyniowie.- Ze stolicy Naddniestrza - Tyraspola - jest do Odessy tylko sto kilometrów. A z Tyraspola do Kiszyniowa jeszcze mniej. W Naddniestrzu stacjonuje około dwóch tysięcy rosyjskich żołnierzy, którzy w ciągu 45 minut mogą być w Kiszyniowie. A Mołdawia nie ma wojska zdolnego powstrzymać ewentualną agresję ze strony Rosji - wyjaśnia Lina Grau.Na terenie Mołdawii znajduje się także autonomiczny region Gagauzji, który zamieszkany jest w dużej części przez prawosławną grupę etniczną pochodzenia tureckiego. Gagauzi już od lat głośno mówią o chęci przyłączenia ich regionu do Rosji.