Rodriguez, który wypowiadał się w Waszyngtonie, określił te zarzuty jako "całkowicie fałszywe". Dodał, że spowodowały one już "znaczne pogorszenie" stosunków między rządami Kuby i USA. Była to reakcja na wcześniejsze oświadczenie Departamentu Stanu USA, który zakomunikował, że 24 dyplomatów i pracowników amerykańskiej ambasady w Hawanie miało problemy zdrowotne będące konsekwencją "ataków akustycznych" na ambasadę. Problem ujrzał światło dzienne sierpniu br. Początkowo rząd USA wstrzymywał się z bezpośrednim oskarżeniem władz Kuby o te ataki. Jednak w połowie października prezydent Donald Trump oświadczył, że "Kuba ponosi za nie odpowiedzialność". Kubańczycy zadeklarowali dobrą wolę w wyjaśnieniu całej sprawy i przyjęli już trzykrotnie wizyty urzędników śledczych FBI. Jednak mimo to Waszyngton wycofał w końcu września ponad połowę swojego personelu dyplomatycznego z Kuby i wydalił z USA 15 dyplomatów kubańskich. Ponadto już od ponad miesiąca strona amerykańska nie wydaje na Kubie wiz wjazdowych do USA, co Hawana określiła jako "krok niczym nieusprawiedliwiony". W stosunkach dwustronnych nastąpił poważny kryzys. Według amerykańskich władz te tajemnicze ataki mogły zostać spowodowane użyciem skomplikowanych urządzeń zdolnych do wysyłania sygnałów dźwiękowych o częstotliwościach, które nie są odbierane przez ludzki słuch. Amerykańscy śledczy podejrzewają, że urządzenia mogły być umieszczone w rezydencjach dyplomatów bądź w pobliżu rezydencji amerykańskiego personelu w Hawanie. Amerykańskie źródła dyplomatyczne twierdzą, że ataki te powodowały migreny, zawroty głowy, ale także "lekkie urazowe uszkodzenia mózgu i całkowitą utratę słuchu".