Budynki te, wznoszone według specjalnego standardowego projektu, aby zapewnić maksimum bezpieczeństwa dyplomatom, przypominają twierdze odizolowane od otoczenia w miastach, w których je zbudowano. Podnoszą się jednak głosy krytyczne, że są one tak odpychające, iż swym wyglądem zaprzeczają deklaracjom nowej administracji prezydenta Baracka Obamy o przyjaznym otwarciu Ameryki na świat po rządach jego niepopularnego na świecie poprzednika George'a W. Busha. Najnowszy gmach, 26-piętrowa siedziba przedstawicielstwa USA przy ONZ w Nowym Jorku przy Pierwszej Alei, nie ma okien na pierwszych sześciu piętrach i betonowe ściany 80-centymetrowej grubości. Ma to chronić nie tylko przed staranowaniem przez ciężarówkę z ładunkiem wybuchowym, lecz także atakiem z użyciem broni chemicznej lub biologicznej. Zdaniem wypowiadającego się w "Washington Post" krytyka architektury Stephena Schlesingera, jest to "dziwaczny budynek", który "wysyła zły sygnał dla ONZ i całego świata". Z kolei niemiecki dziennik "Frankfurter Algemeine Zeitung" skrytykował budynek ambasady amerykańskiej w Berlinie. - Nie ma chyba we współczesnym budownictwie gmachu tak histerycznie odizolowanego od publicznej przestrzeni, jak ta ambasada - napisał "FAZ".