W dwa miesiące po aneksji mieszkańcy Krymu cieszą się, że na półwyspie nie leje się krew. Jednak już odczuwają międzynarodową izolację i narzekają na wzrost cen oraz brak pracy. "Rosji przyjdzie drogo zapłacić za Krym, ponieważ to był region nieustannie dotowany" - tłumaczy wiceprzewodniczący wspólnoty tatarskiej Nariman Dżelal. W jego ocenie, niezależnie od sytuacji społeczno - gospodarczej, cześć Krymian nadal będzie wierzyć, że lepiej im z Rosją, jak z Ukrainą. Jednak jest spora grupa ludzi, którzy początkowo poddali się emocjom i głosowali za rosyjską aneksją, ale teraz zaczynają coraz częściej myśleć o własnym losie. "Krym rzeczywiście może stać się bombą z opóźnionym zapłonem, gdy mieszkańcy zaczną wychodzić na ulice i pytać o obiecany raj" - twierdzi Nariman Dżelal. Podobne opinie wyrażają niezależni komentatorzy, sugerując że Moskwa będzie zmuszona "ręcznie sterować" gospodarką półwyspu.