Kobieta zagroziła wysadzeniem w powietrze maszyny, lecącej z Blenheim niedaleko Wellingtonu do Christchurch, 350 km na południe od nowozelandzkiej stolicy. Na pokładzie małego dwusilnikowego samolotu znajdowało się sześciu innych pasażerów. W dziesięć minut po starcie 33-letnia Somalijka wdarła się do kabiny pilotów, poważnie raniąc jednego z nich w rękę a drugiego w stopę. Ranny został jeden z także zaatakowanych przez porywaczkę pasażerów. Somalijka twierdziła, że na pokładzie znajdują się dwie bomby, które zostaną zdetonowane, jeśli załoga nie zmieni kursu. Wybrzeże Australii znajdowało się poza zasięgiem lotu niewielkiego samolotu Jetstream. Załodze udało się obezwładnić kobietę i zawiadomić kontrolerów lotniska w Christchurch. Rannym pilotom udało się wylądować w tym mieście a kobietę zatrzymała policja. W samolocie, przeszukanym przez policję i wojsko, nie znaleziono żadnych ładunków wybuchowych. Nie podano informacji na temat motywów, jakimi kierowała się porywaczka. Sprawa natychmiast wywołała w Wellingtonie debatę na temat bezpieczeństwa lotów na liniach krajowych. Dotychczas - w przeciwieństwie do rejsów międzynarodowych - nie stosowano tu specjalnych środków bezpieczeństwa, w tym także kontroli pasażerów czy ich bagażu.