41-letni chiński imigrant Vince Li, były kościelny i programista komputerowy, ugodził nożem siedzącego obok niego śpiącego Tima McLeana ok. 50-60 razy, po czym odciął mu głowę i zaczął usuwać narządy. Dokumenty policyjne mówią, że sprawca zdawał się wąchać oraz próbować organów wewnętrznych ofiary. Gdy na miejscu pojawili się funkcjonariusze części ciała McLeana były rozrzucone po autobusie w plastikowych workach, natomiast nos, język i ucho ofiary znaleziono w kieszeni Li. Atak nastąpił znienacka. Zaalarmowany krzykiem kierowca autobusu zatrzymał pojazd i wraz z trzydziestoma czterema przerażonymi pasażerami uciekł. Po chwili jednak wrócił w towarzystwie dwóch mężczyzn aby sprawdzić, czy mężczyzna jeszcze żyje. Niestety ofiara miała już odciętą głowę. Świadkowie twierdzą, że Li używał dużego rzeźnickiego noża. Sprawca został zatrzymany, kiedy próbował uciec z autobusu przez okno. Dwóch powołanych na świadków psychiatrów stwierdziło u sprawcy poważne zaburzenia psychiczne, schizofrenię i halucynacje. Sam Li twierdził, że to Bóg kazał mu zabić McLeana, zanim to on zabije jego. Co więcej, sprawca napadu był przekonany o ponadnaturalnych zdolnościach ofiary, stąd rozczłonkowanie jego ciała uznał za konieczne, aby ten nie powrócił do życia. Tak poinstruował Li "głos Boga" - relacjonuje BBC. Sędziowie, którzy wydali wyrok, uznali, że sprawiedliwości stało się zadość, gdyż oskarżony o morderstwo drugiego stopnia Li nie był świadomy swoich czynów w momencie zbrodni. Vince Li zostanie umieszczony w izolatce w szpitalu psychiatrycznym, zanim nie zostanie przesądzone, czy stanowi zagrożenia dla siebie lub dla otoczenia. Jak podaje BBC, rodzina zabitego Tima McLeana jest rozczarowana wyrokiem i deklaruje, że zrobi wszystko, co w ich mocy, aby zmienić prawo dotyczące zbrodni takiego typu, pozwalające sprawcy "wywinąć się od odpowiedzialności". AM