Fritzl odsiaduje wyrok za więzienie przez 24 lata swojej córki, wielokrotne gwałcenie jej i spłodzenie z nią siedmiorga dzieci. O krzywdzie, jaką im wyrządził, nie chce mówić. Chętnie opowiada za to o żonie: "Chciałbym się nią zaopiekować". Fritzl nosi dżinsy, flanelową koszulę, skarpetki i sandały. Włosy ma zaczesane do tyłu, sięgają karku. "Nienawidzę fryzjerów jeszcze bardziej niż dentystów" - mówi reporterom "Bilda". Zapytany o krzywdę, jaką wyrządził córce, odpowiada krótko: "Nie chcę o tym rozmawiać". Zaczyna opowiadać o żonie, którą poślubił 55 lat temu. "Napisałem do niej osiem listów. Nigdy nie dostałem odpowiedzi. Mimo to wiem, że wciąż mnie kocha" - mówi. Ślubnej obrączki jednak nie nosi. "Boję się, że ktoś mi ją tutaj ukradnie" - tłumaczy. Twierdzi, że nocami często myśli o żonie: "Marzę, że doczekam tego, aby wyjść stąd w pełni sił. Później chętnie zaopiekowałbym się moją żoną, bo zawsze była mi wierna". Jak dotąd jednak ani jego żona, ani żadne z trzynaściorga dzieci nie odwiedzili go w więzieniu. Fritzl tłumaczy sobie, że uniemożliwiają im to władze. Jego światem jest teraz cela o powierzchni 11,5 m kw. W środku stół, łóżko, toaleta i umywalka. "Potwór z Amstetten" uprawia paprykę i pomidory. Ma też w celi telewizor z 38 programami.