"Zamach terrorystyczny nastąpił w zaledwie tydzień po spotkaniu prezydenta USA (Donalda Trumpa) i zacofanych (saudyjskich) przywódców, którzy wspierają terrorystów. Fakt, że Państwo Islamskie przyznało się do odpowiedzialności (za zamachy), dowodzi, że byli oni zaangażowani w ten brutalny atak" - głosi oświadczenie Gwardii Rewolucyjnej. "Niechaj nie będzie wątpliwości co do tego, że za dzisiejsze ataki w Teheranie zemścimy się na terrorystach, ich sojusznikach oraz na tych, którzy ich wspierają" - oznajmił też generał Gwardii Rewolucyjnej Hosejn Salami. Gwardia przypomniała również w swym komunikacie, że "dowiodła w przeszłości, iż bierze odwet za wszelką niewinną krew przelaną w Iranie". Co najmniej 12 osób zginęło, a 43 zostały ranne w przeprowadzonych w środę przez uzbrojone grupy zamachach na parlament Iranu oraz mauzoleum ajatollaha Chomeiniego w Teheranie. Irańskie ministerstwo ds. wywiadu oświadczyło, że udaremniono trzeci atak terrorystyczny na terenie kraju. Ataki potępiła <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-unia-europejska,gsbi,46" title="Unia Europejska" target="_blank">Unia Europejska</a>, Rosja, Irak, Pakistan i Katar. Prezydent Rosji <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-wladimir-putin,gsbi,9" title="Władimir Putin" target="_blank">Władimir Putin</a> wysłał do irańskiego prezydenta Hasana Rowhaniego telegram, w którym deklaruje gotowość do podjęcia współpracy z Teheranem, aby "położyć kres pladze terroryzmu". Do obu ataków przyznało się Państwo Islamskie, o czym poinformowała powiązana z tą organizacją propagandowa agencja Amak. Jeśli ta deklaracja się potwierdzi, będzie to pierwszy atak IS na terytorium Iranu. Sunniccy ekstremiści, w tym IS, pozostają w stanie wojny z szyickim Iranem oraz wspieranymi przez Teheran milicjami walczącymi z Syrii i Iraku.