Minister spraw zagranicznych Litwy Linas Linkeviczius powiedział w środę, że "białoruska nota absolutnie go nie dziwi". Ocenia to jako zwrotną reakcję na zarzuty strony litewskiej w sprawie budowanej nieopodal granicy litewsko-białoruskiej siłowni atomowej w Ostrowcu. "To dobra okazja do rewanżu na polu propagandowym" - powiedział w rozmowie z agencją BNS minister Linkeviczius. Strona białoruska wyraża w nocie zaniepokojenie w związku z brakiem informacji o incydencie w elektrowni jądrowej Ignalina. "Białoruś wychodzi z założenia, że zasady przejrzystości i odpowiedzialności za zapewnienie bezpieczeństwa powinny być w równym stopniu stosowane do wszelkiej działalności jądrowej, w tym do procesu likwidacji elektrowni jądrowej w Ignalinie" - podkreśliło MSZ. Minister Linkeviczius zaznacza, że Białoruś zareagowała na opisany w prasie incydent, "którego tak naprawdę nie było". Litewski portal 15min.lt w poniedziałek napisał, że w likwidowanej siłowni atomowej na północy Litwy, tuż przy granicy z Białorusią, pod koniec ubiegłego roku doszło do incydentu w takcie przeładowywania odpadów radioaktywnych, o czym nie poinformowano publicznie. Ministerstwo Energetyki Litwy we wtorek zaprzeczyło doniesieniom o rzekomej awarii. Poinformowało, że w elektrowni odbywają się tzw. gorące testy zagospodarowania odpadów radioaktywnych, są testowane urządzenia i że podczas prac poziom promieniowania nie zwiększył się. Ignalińska Elektrownia Atomowa z niebezpiecznymi rosyjskimi reaktorami RBMK ma być ostatecznie zlikwidowana w 2038 r. Pierwszy reaktor siłowni został zatrzymany w 2004 r., drugi - w 2009 r. Białoruś buduje elektrownię atomową w Ostrowcu w odległości 50 km od Wilna. Litwa oskarża Mińsk, że siłownia ta jest budowana z pominięciem międzynarodowych zobowiązań dotyczących bezpieczeństwa. Z Wilna Aleksandra Akińczo (PAP)