Według "Guardiana", Rosjanka miała dostęp do wewnętrznego systemu informatycznego rządu USA. Dzięki temu kobieta miała wgląd do ściśle tajnych informacji, w tym harmonogramu spotkań prezydenta i wiceprezydenta. W 2016 roku w ramach rutynowej kontroli ustalono, że kobieta regularnie i bez zezwolenia spotykała się z przedstawicielami Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). Domniemana agentka została zwolniona latem 2017 roku, a wcześniej Departament Stanu USA pozbawił ją certyfikatu bezpieczeństwa. "Secret Service próbuje to wszystko ukryć" - podkreślają źródła "Guardiana". "Szkody już wyrządzono, ale kierownictwo Secret Service nie przeprowadziło żadnego wewnętrznego dochodzenia, by ocenić szkody i sprawdzić, czy zwerbowano innych pracowników, którzy mogliby być jej (Rosjanki) informatorami" - dodają. Według źródeł "jedynie zewnętrzne dochodzenie może pokazać zakres wyrządzonych przez nią szkód". Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa pytana w piątek o publikację "Guardiana" podkreśliła, że jej resort nie wie nic na ten temat. "Nie wiem, o kim mowa, o czym mowa" - powiedziała. "Jeśli są jakieś konkretne informacje, niech je przedstawią, będziemy się nimi zajmować" - dodała. Amerykański Secret Service w wydanym oświadczeniu zapewnia, że kobieta, o której mowa, nigdy nie sprawowała funkcji, w ramach której mogłaby poznawać tajemnice związane z bezpieczeństwem narodowym. Zaznaczono, że władze USA mają świadomość, iż wszyscy obcokrajowcy pracujący w amerykańskiej placówce dyplomatycznej "mogą podlegać wpływom obcego wywiadu". "W szczególności dotyczy to Rosji" - czytamy w oświadczeniu.