"The Times" pisze o politycznej presji, by redukować koszty, przypominając jednocześnie, że w budżecie Kensington i Chelsea - najbogatszego brytyjskiego okręgu - od lat jest nadwyżka liczona w setkach milionów funtów. Zmiana przyniosła oszczędności w wysokości około trzystu tysięcy funtów. Ogólny koszt remontu wyniósł dziewięć milionów. Wczoraj odbyło się pierwsze spotkanie władz dzielnicy. Nie wpuszczono na nie mieszkańców, co wywołało pełne emocji sceny przed budynkiem. Opozycja chce dymisji zarządu dzielnicy. Robert Atkinson - lokalny radny Partii Pracy - przypominał, że Grenfell Tower znajduje się kilka mil od parlamentu, a nie - jak się wyraził - "w państwie Trzeciego Świata", na co - jego zdaniem - mogłaby wskazywać wolna reakcja władz na dramat mieszkańców. Nick Paget Brown - naczelnik dzielnicy z Partii Konserwatywnej - odpowiedział, że takie zarzuty są niesprawiedliwe, bo "skala tragedii była bez precedensu" i żadne lokalne władze nie byłyby do końca na coś takiego przygotowane. Dodał jednak, że "wiele rzeczy można było zrobić lepiej" i obiecał, że samorząd "wyciągnie odpowiednie lekcje". Liczba śmiertelnych ofiar pożaru i osób zaginionych, uważanych za zmarłe, wzrosła do 80. Zarzuty usłyszał pięćdziesięciodwuletni mężczyzna, który wkrótce po tragedii próbował wyłudzić pomoc twierdząc, że w pożarze zginęli jego bliscy.