Haluk Sami Kalkavan, kapitan tureckiego statku, miał powiedzieć mediom ze swojego kraju, że Grecy otworzyli ogień 3 km od wyspy Rodos. Według Deniz News Agency, 88-metrowy frachtowiec zmierzał do Zatoki Izmit od południowego portu Iskenderun. Kalkavan opowiadał, że Grecy zażądali od niego zakotwiczenia na wyspie Rodos w celu przeszukania statku. Turecki kapitan odmówił. Grecka straż przybrzeżna ostrzegła, że jeśli kapitan tego nie zrobi, otworzą ogień, ale Kalkavan nie odpowiedział. Rozległy się strzały, a tureckie media donoszą, że na statku znalazło się przynajmniej 16 dziur po kulach. Turcy utrzymują, że statek znajdował się na wodach tureckich. Grecy prawdopodobnie uważają, że frachtowiec wszedł w ich strefę, o co zresztą strona turecka jest dość często oskarżana. Jak podaje agencja Reutersa, przedstawiciele greckiego ministerstwa żeglugi, transportu i do spraw wysp potwierdzili, że straż przybrzeżna próbowała przeprowadzić inspekcję frachtowca, dodając że jednostka nie współpracowała i wróciła na wody należące do Turcji. Nie poinformowano, czy straż przybrzeżna dokonała ostrzału. Do incydentu doszło w czasie, gdy w Szwajcarii toczą się międzycypryjskie rozmowy w sprawie zjednoczenia Cypru, w których uczestniczą również szefowie dyplomacji Grecji i Turcji. Relacje między Ankarą a Atenami komplikują wzajemne spory terytorialne oraz brak zgody Aten na wydanie Ankarze żołnierzy, którzy po próbie puczu w Turcji w lipcu 2016 roku schronili się w Grecji.