W trakcie szeroko zakrojonej akcji policyjnej dokonano rewizji 20 lokali mieszkalnych i biurowych w berlińskich dzielnicach Neukoelln, Schoeneberg i Kreuzberg. Jak poinformował rzecznik berlińskiej prokuratury Martin Steltner, w podejrzanym zakładzie pogrzebowym zarekwirowano dwie aktówki wypełnione paszportami zmarłych osób; mowa jest o 50 dokumentach. Podejrzewa się, że miały być one sprzedane bandom przemytników ludzi, działającym za granicą. "Całkiem nowa metoda" Szefostwo zakładu pogrzebowego wraz ze wspólnikami podejrzane jest o to, że sprzedało już szereg dokumentów, zaznaczył rzecznik berlińskiej policji Jens Schobranski. - To jest zupełnie nowa metoda - stwierdził szef grupy dochodzeniowej Frank Worm. Obok 53-letniego właściciela zakładu pogrzebowego podejrzane są jeszcze trzy inne osoby, m.in. urzędniczka berlińskiego magistratu. Ją podejrzewa się o to, że dokonywała meldunku w RFN osób, które przyjechały do Niemiec z fałszywą tożsamością. Zdradziły ją rozmowy telefoniczne podsłuchiwane przez policję. Do tej pory policja jeszcze nikogo nie zatrzymała, podejrzani są tylko przesłuchiwani. Zagraniczne paszporty wracają zazwyczaj do ambasady Od roku 2010 dzięki machinacjom zakładu pogrzebowego, do Niemiec przyjechało co najmniej 9 osób, przede wszystkim z Syrii. Za każdy paszport płacono od 2 tys. do 5 tys. euro. Na razie sprawdza się, kim są te osoby i gdzie mieszkają w RFN. Policja wychodzi z założenia, że przypadków takich było więcej. Anonimowy donos Paszporty sprzedawano osobom, które wyglądały podobnie, jak pierwotni właściciele dokumentów. Nie jest jeszcze jasne, czy same dokumenty poddawano manipulacjom. Frank Worm z berlińskiej policji wyjaśnił, że rodziny oddawały zakładowi pogrzebowemu dokumenty zmarłych wierząc, że zakład anuluje ich ważność w niemieckim urzędzie meldunkowym, jak wymagają tego przepisy. Obok niemieckich paszportów w zakładzie pogrzebowym zabezpieczono także dokumenty z Maroka, Egiptu i Libanu. Normalnie dokumenty zmarłych cudzoziemców rodziny przekazują zakładom pogrzebowym, a te mają obowiązek przesyłania ich ambasadom. - Tego jednak nie robiono - zaznaczył Frank Worm kierujący dochodzeniem. Policja zwróciła uwagę na poczynania zakładu pogrzebowego po otrzymaniu anonimowego doniesienia. rbb/Małgorzata Matzke/red.odp.: Elżbieta Stasik/Redakcja Polska Deutsche Welle