Gdy ciężko ranny dezerter obudził się w szpitalu po drugiej stronie granicy, podziękował południowym Koreańczykom za pomoc i wspomniał, że lubi muzykę pop, którą słyszał wcześniej z głośników umieszczonych przy granicy przez żołnierzy Południa. W rozmowie z lekarzem przyznał, że ryzykował życie, by przedostać się do Korei Południowej z powodu pozytywnego wizerunku tego kraju. Jego okupiona pięcioma ranami postrzałowymi ucieczka ujęła południowokoreańskie społeczeństwo, a urzędnikom w Seulu dała nadzieję na odkrycie części tajemnic totalitarnego reżimu. Eksperci: Złamać barierę informacyjną Ale według "FT" przypadek 24-letniego żołnierza lubiącego k-pop ma szersze implikacje. Przypomina, że mieszkańcy Korei Północnej mają coraz większy dostęp do informacji z zewnątrz, które wpływają na ich światopogląd i podsycają niezadowolenie z panującego tam ustroju. Brytyjski dziennik pisze o nasilających się apelach ekspertów i analityków, by bezpośrednio oddziaływać na północnokoreańskie społeczeństwo i złamać barierę informacyjną, oddzielającą reżim od reszty świata. "Zaangażowanie ludności Korei Północnej, wzmocnienie jej informacją jest najskuteczniejszą metodą zmiany i najskuteczniejszym długoterminowym rozwiązaniem kryzysu północnokoreańskiego" - oceniła znawczyni Azji Wschodniej z waszyngtońskiego think tanku Center for Strategic and International Studies, Sue Mi Terry. "Zagrożenie ze strony Korei Północnej zniknie tylko jeśli obecny reżim przestanie istnieć. Ale nie sądzę, że my, USA, możemy samodzielnie zmienić ten reżim" - dodała. Skupienie się na ludności alternatywą w walce z reżimem W tym roku Pjongjang przeprowadził kilka prób rakiet balistycznych i szóstą, największą jak dotąd próbę broni atomowej. Według ekspertów reżim dysponuje już rakietami o głowicach nuklearnych zdolnymi dolecieć do kontynentalnego terytorium USA. Tradycyjne metody radzenia sobie z reżimem Kim Dzong Una nie przyniosły rezultatów - pisze "FT". Dyplomatyczne zabiegi Seulu zostały odrzucone, a próby zaangażowania Pjongjangu we współpracę handlową i przemysłową według krytyków tylko pomogły dyktaturze. Obecny prezydent USA Donald Trump lansuje strategię "maksymalnej presji" i wielokrotnie groził Pjongjangowi użyciem siły. Tymczasem, mimo międzynarodowych sankcji, Korea Północna kontynuuje zbrojenia, a ewentualny konflikt wojskowy byłby okupiony olbrzymimi ofiarami po obu stronach linii demarkacyjnej. Alternatywą jest, według niektórych, skupienie się na północnokoreańskiej ludności, szczególnie na młodym pokoleniu, które jest coraz bardziej zainteresowane zagranicznymi filmami i muzyką. "Ta metoda nacisku nie jest dostatecznie wykorzystywana" - ocenił Sokeel Park z organizacji pozarządowej Liberty in North Korea, która pomaga północnokoreańskim uchodźcom. "Skupiamy się na kwestiach bezpieczeństwa i twardej retoryce, ale ostatecznie to jest gra, w której Korea Północna ma dużą wprawę. Jej czułym punktem są media, kultura i gospodarka, gdzie Korea Południowa, USA i społeczność międzynarodowa mają olbrzymią przewagę" - powiedział Park. "FT": Ewentualne efekty takich działań będą widpczne wraz ze zmianą pokoleniową "FT" pisze, powołując się na analityków, że pierwszym krokiem do zwiększenia wpływu na społeczeństwo jest podniesienie jakości i zwiększenie ilości transmisji radiowych. Rozgłośnia BBC uruchomiła we wrześniu koreańską stację, skierowaną głównie do Koreańczyków z Północy. Obecnie większość zagranicznych mediów trafia do Korei Północnej przemycana przez aktywistów lub robotników napływowych wracających do kraju. Nie uchodzi to uwadze dyktatury; w tym miesiącu państwowa gazeta "Rodong Sinmun" nawoływała we wstępniaku do "zmiażdżenia spisku" polegającego na "wstrzykiwaniu imperialistycznej ideologii". Organizacja północnokoreańskich emigrantów Bojownicy o Wolną Koreę Północną wypuszcza w stronę reżimu balony z różnego rodzaju materiałami - od nagrań muzyki pop po artykuły prasowe o łamaniu praw człowieka przez Pjongjang. Według lidera tej grupy Park Sang Haka celem tych działań jest "poinformowanie ich najpierw o realiach życia w Korei Południowej", a "gdy większość z nich będzie sobie w pełni zdawała sprawę z sytuacji, mamy nadzieję, że któregoś dnia zbuntują się przeciwko reżimowi, co doprowadzi do pokojowego zjednoczenia" obu Korei. Jak zauważa "FT", wysiłków tych nie wspiera jednak oficjalnie ani Seul, ani Waszyngton. Ewentualne efekty tego rodzaju działań będą jednak widoczne dopiero w długiej perspektywie, wraz ze zmianą pokoleniową - konstatuje brytyjski dziennik. Andrzej Borowiak (PAP)