Przypomnijmy, że w zakończonych w niedzielę wyborach parlamentarnych lewicowa koalicja Nupes zajęła drugie miejsce, zdobywając 131 mandatów w 577-osobowym Zgromadzeniu Narodowym i przyczyniając się do utraty większości przez koalicję Emmanuela Macrona (Razem - 245 mandatów). Na czele zjednoczonej lewicy stanął skrajny i charyzmatyczny zarazem Jean-Luc Melenchon, który nie ukrywał ambicji zostania premierem. Niedzielny wynik wyborów uznał za rozczarowujący, jednak dzień później wezwał partnerów z Nupes do utworzenia wspólnego bloku w parlamencie i na kolejne <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tagi-wybory,tId,92551" title="wybory" target="_blank">wybory</a>. Apel Melenchona został z miejsca odrzucony przez Partię Socjalistyczną, Zielonych i Francuską Partię Komunistyczną. To oznacza, że blok Nupes podzieli się w parlamencie na kilka mniejszych frakcji, a największym ugrupowaniem opozycyjnym stanie się tym samym Zjednoczenie Narodowe <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-marine-le-pen,gsbi,1072" title="Marine Le Pen" target="_blank">Marine Le Pen</a>. Taktyczny błąd Melenchona? Partnerzy Melenchona tłumaczyli swoją decyzję tym, że taki był plan od samego początku - koalicja miała zostać rozwiązana od razu po wyborach. - Wspólna grupa nie ma politycznego sensu - oceniła rzeczniczka Partii Socjalistycznej. Melenchonowi zarzuca się przy tym popełnienie "taktycznego błędu" polegającego na formułowaniu tego typu propozycji publicznie, bez konsultacji z partnerami.