pojawił się w swoim sztabie i zaapelował do Francuzów, aby zjednoczyli się w czasie zaplanowanej na 6 maja drugiej tury, w której zmierzy się z . - Nie chcę niczego innego, niż zgromadzić Francuzów wokół nowego francuskiego marzenia - podkreślił. - Zwracam się do wszystkich Francuzów dobrej woli - jakiekolwiek byłyby ich korzenie, jakakolwiek byłaby ich wiara, jakakolwiek byłaby ich partia - by się zjednoczyli - mówił. Pozostali kandydaci z czołówki - centrysta i nacjonalista - zdobyli odpowiednio ponad 18 i około 11 proc. głosów. Jak informuje agencja AFP żaden z pozostałych ośmiu kandydatów nie zyskał poparcia, które przekroczyłoby 5 procent. Oficjalne rezultaty komisja wyborcza ogłosi w środę. Zaskoczeniem obecnej elekcji prezydenckiej była bardzo wysoka frekwencja, która według szacunków wyniosła między 83,6 a 84,5 proc. Po południu w paryskich punktach wyborczych było tłoczno, przed wejściami ustawiały się kolejki chętnych do głosowania. - Wierzę, że Francja się zmieni, choć nie mam pojęcia jak - powiedziała opuszczająca punkt wyborczy w centrum Paryża 54-letnia Marie-Therese. "Głosowałam z nadzieją, bo Francja potrzebuje zmian". Zapytana na kogo oddała głos, odpowiedziała, że na kandydatkę socjalistów Segolene Royal. Wychodzący tuż za nią Bertrand, emeryt, głosował na faworyta sondaży, kandydata centroprawicy Nicolasa Sarkozy'ego. "Oddałem głos na Sarkozy'ego. Zawsze byłem po prawej stronie i to jest jedyny kandydat, który utrzyma ten kurs" - podkreślił. Inni spotkani wyborcy przyznawali, że nie było łatwo dokonać wyboru spośród startujących w elekcji 12 kandydatów.