Prezydent Nicolas Sarkozy wraz z rządem Fillona domaga się powrotu Francji do struktur wojskowych NATO, z których państwo to wystąpiło w 1966 roku na mocy decyzji generała de Gaulle'a. Sarkozy chciałby, aby zostało to uzgodnione na szczycie Sojuszu Północnoatlantyckiego 3 i 4 kwietnia we francuskim Strasburgu i niemieckim Kehl. Odpowiadając na żądania opozycji, domagającej się dopuszczenia Zgromadzenia Narodowego do głosu w tej kontrowersyjnej sprawie, Fillon potwierdził, że rząd chce debaty parlamentarnej i głosowania w kwestii powrotu do sojuszu. Fillon wyjaśnił, że odwoła się do przewidzianej w konstytucji procedury, która pozwala rządowi poddać pod ocenę parlamentu jakąś dziedzinę swej działalności, w tym przypadku politykę zagraniczną. W wypadku nieuzyskania większości rząd upadnie. Powrót Francji do wojskowych struktur NATO "wpisuje się w globalną politykę mającą na celu wzmocnienie naszego bezpieczeństwa i rozwój wpływu oraz promieniowania Francji w Europie i na świecie" - podkreślił szef rządu w ujawnionym w piątek liście do przewodniczących socjalistycznej opozycji w Senacie i Zgromadzeniu Narodowym. Według mediów, forsując swoją propozycję prezydent Sarkozy liczy na obsadzenie najwyższych stanowisk dowódczych w NATO przez Francuzów. Projektowi Sarkozy'ego są przeciwni nie tylko reprezentanci lewicowej i centrowej opozycji, ale także niektórzy członkowie rządzącej prawicy, zwłaszcza ci określający się jako "gaulliści". Przypominają oni, że decyzja o pełnym udziale w dowodzeniu Sojuszem zagrozi niezależnej pozycji Francji. Zdaniem mediów, z kalkulacji sił w parlamencie wynika jednak, że rząd nie jest zagrożony. Mimo frondy części deputowanych rządzącej UMP gabinet powinien uzyskać bez trudu większość parlamentarną.