Za dwa tygodnie ma rozpocząć się we Francji debata parlamentarna na temat imigracji. Od kilku dni w otoczeniu prezydenta mówiono o jego zdecydowanym stanowisku w tej kwestii, a w poniedziałek Macron niezapowiedziany przybył na spotkanie swojej większości parlamentarnej, gdzie mówił przede wszystkim na ten temat. Prezydent ostrzega swoich zwolenników, że idealizacja i unikanie tematu spowodują, że jego ruch La Republique en Marche (LREM) postrzegany będzie jako "partia burżujów ze śródmieścia", których nie obchodzi opinia innych warstw społeczeństwa, gdyż "są chronieni", czyli nie stykają się z imigrantami. Stanowisko prezydenta streścił we wtorek rano w wystąpieniu radiowym deputowany LREM Patrick Vignal. "Nie chcemy pozostawić debaty o imigracji Zjednoczeniu Narodowemu (RN), które dąży do podziałów" - mówił. Według komentatora radia RTL "na kilka miesięcy przed wyborami lokalnymi <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-emmanuel-macron,gsbi,12" title="Emmanuel Macron" target="_blank">Emmanuel Macron</a> ustawia się w roli obrońcy cierpiących klas" społecznych. Le Monde: Macron zmienił zdanie od 2015 Komentatorzy dziennika "Le Monde" w artykule pt. "Ofensywa Macrona (wymierzona) w imigrację" zwracają uwagę, że poniedziałkowa wypowiedź prezydenta może "urazić jego większość" i utrudnić zadania premiera Edouarda Philippe'a, który jest zwolennikiem zdecydowanej polityki imigracyjnej, ale bez jej nadmiernego nagłaśniania. Powołując się na "otoczenie prezydenta", komentatorzy piszą, że "Macron poważnie zmienił stanowisko od roku 2015, gdy poparł kanclerz Merkel w sprawie przyjęcia migrantów". "Obecnie jednak doszedł do wniosku, że w tej kwestii społeczeństwo jest bardziej okrutne niż politycy" - czytamy. W artykule cytowany jest bez nazwiska minister, który miał powiedzieć: "Rzecz w tym, czy Francja jest w stanie wytrzymać napływ miliona osób przybywających z Maghrebu, jeśli dojdzie do kryzysu w którymś z tamtejszych krajów. Odpowiedź brzmi: nie". Według dziennikarzy "Le Monde" władze będą szczególnie czujne w kwestii przyznawania azylu. Lewicowi dziennikarze już potępili wypowiedź prezydenta. Niektórzy uczestnicy debaty w radiu France Info zarzucili Macronowi, że "sięga po idee twardej prawicy, dalekie od republikańskich tradycji europejskich". Gra na dwa fronty Szef instytutu sondażowego Elabe Bernard Sananes w dyskusji w telewizji BFMTV zauważył, że "Macron niewiele wypowiadał się publicznie na ten temat, ale prowadził politykę tamowania imigracji, choć przyjmował symboliczną grupkę imigrantów przy każdym incydencie ze statkami organizacji pozarządowych". Zdaniem eksperta opinia publiczna mogła jednak nie wiedzieć, jakie są poglądy prezydenta w tej sprawie. Dyrektor Elabe przypomniał, że w II turze ostatnich wyborów prezydenckich na Macrona głosowało 30 proc. wyborców kandydata prawicy Francois Fillona. "Macron nie chce, by w następnych wyborach głosowali oni na skrajną prawicę, co mogłoby spowodować jego klęskę" - tłumaczył Sananes. A nawiązując do niezadowolenia wśród zwolenników Macrona, zauważa, że "istnieje rozdźwięk między opinią społeczeństwa i opinią większości prezydenckiej". Według corocznego badania prowadzonego dla "Le Monde" przez instytut Ipsos Sopra-Steria 64 proc. Francuzów uważa, że "nie czuje się już u siebie tak jak przedtem", a 66 proc. twierdzi, że imigranci nie starają się zintegrować z francuskim społeczeństwem. 70 proc. Francuzów uważa natomiast, że we Francji jest za wielu imigrantów.