Turecki resort dyplomacji poinformował, że od władz szwajcarskich oczekuje wszczęcia dochodzenia karnego w sprawie sobotniego protestu. Zdaniem Ankary promował on terroryzm; wskazano też, że w jego trakcie pojawił się plakat nawołujący do zamachu na tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana."Kroki prawne i administracyjne, jakie zostaną podjęte przez szwajcarskie władze federalne i lokalne, będą z uwagą obserwowane przez nasze ministerstwo, będziemy kontynuować wysiłki w tej sprawie" - podkreślono w oświadczeniu MSZ. Jak podano, turecki minister spraw zagranicznych Mevlut Cavusoglu wyraził już niezadowolenie z powodu zaistniałej sytuacji w rozmowie telefonicznej ze swym szwajcarskim odpowiednikiem. Rzecznik MSZ Szwajcarii potwierdził, że Ankara wezwała szwajcarskiego charge d'affaires, oraz zapowiedział, że incydent zostanie zbadany. "Odpowiednie władze będą musiały sprawdzić, czy organizatorzy demonstracji naruszyli warunki uzyskania pozwolenia na zwołanie zgromadzenia oraz czy doszło do innych przestępstw" - dodał. Zarówno organizatorzy, jak i policja oceniają, że kilkutysięczna demonstracja, w której uczestniczyli m.in. Kurdowie, przebiegła w sposób pokojowy. Michael Sorg - rzecznik Socjaldemokratycznej Partii Szwajcarii (SP), która była jednym z organizatorów protestu - potwierdził, że plakat nawołujący do zamachu na Erdogana rzeczywiście się pojawił. Podkreślił jednak, że był to "jedyny plakat wykraczający poza granice przyzwoitości". Także turecki prezydent skrytykował w sobotę Szwajcarię za protest w Bernie, mówiąc, że wśród demonstrantów znaleźli się sympatycy ugrupowań terrorystycznych. Nawiązując do plakatu, który przedstawiał jego samego z przytkniętym do skroni pistoletem, Erdogan powiedział: "Czy może istnieć taka mentalność?". Turcja prowadzi już spór z kilkoma krajami w Europie z powodu odwołania w nich wystąpień tureckich ministrów przed referendum konstytucyjnym w sprawie zwiększenia kompetencji prezydenta.