Wiele dowodów wskazuje na to, że - niestety - trzecia wojna światowa już się rozpoczęła, chociaż nie w taki sposób, jak w przeszłości wyobrażali sobie to futurolodzy, czyli jako zderzenie supermocarstw i pędzące przez Europę Środkową czołgi - pisze felietonista brytyjskiej gazety. Dlaczego zatem - trwająca już według O'Grady'ego - trzecia wojna światowa nie pasuje do wizji tego konfliktu? Wszystko to z powodu obecnej "asymetryczności i kalejdoskopowości świata". Autor akcentuje, że jeżeli przyjrzymy się dokładnie, to ogniska konfliktów zauważymy na całym świecie. Pytanie zatem brzmi: kiedy to pojedyncze ogniki zamienią się w ogólnoświatowy ogień z udziałem światowych mocarstw: Rosji, Stanów Zjednoczonych i Chin, a może też i innych państw? Według O'Grady'ego, napięcie roku 2016 nie jest jeszcze tak krytyczne, jak to z czasów kryzysu kubańskiego w 1962 roku czy najchłodniejszego okresu zimnej wojny z początku lat 80. zeszłego stulecia. Wciąż jednak nasze czasy są bardzo niestabilne, niepewne i zaznaczone ryzykiem - czytamy. "The Independent" zauważa również, że według Global Peace Index, tylko o kilkunastu krajach można powiedzieć, że nie są zaangażowane w jakikolwiek konflikt. Polskiego czytelnika zainteresuje pewnie, czy wśród nich jest Polska? Odpowiedź jest negatywna. Global Peace Index wśród "spokojnych" europejskich krajów z naszego szeroko pojętego regionu wymienia na przykład Austrię, Czechy czy Finlandię. Tymczasem lista krajów zaangażowanych w wojny, konflikty czy nawet będących z łych stosunkach z innymi krajami, jest bardzo długa. "Tym samym świat jest w stanie wojny" - podkreśla O’Grady. Według felietonisty, wciąż jednak bliżej nam do wybuchu drugiej zimniej wojny, niż "gorącej" trzeciej wojny światowej. Jednocześnie pierwsza z nich może błyskawicznie doprowadzić do tej drugiej. Zwłaszcza, że stosunki amerykańsko-rosyjskie są najgorsze od czasów upadku Muru Berlińskiego. Dodatkowo, oba te państwa mają bardzo niestabilne relacje z Chinami, które są obecnie silniejsze, bogatsze i dużo bardziej aktywne, niż wcześniej. O'Grady zauważa, że brak porozumienia Ameryki i Rosji w sprawie globalnego zagrożenia ze strony tak zwanego Państwa Islamskiego jest bardzo niepokojący. Tym czasem Putin - jak pisze autor - "wygrał wojnę na Ukrainie i zaanektował Krym oraz de facto wschodnią część państwa ukraińskiego, co miało miejsce prawie na granicy NATO i Unii Europejskiej". W dalszej perspektywie celami prezydenta Rosji mogą być państwa bałtyckie i Gruzja. Putin porównywany jest tu do Hitlera z lat 30., który agresywną polityką wymuszania ustępstw na mocarstwach zachodnich, zajął Austrię i Czechy, "o czym uczyło się każde dziecko w szkole". "Polityką appeasementu zaspokajamy apetyt bestii" - pisze. A być może wydarzenie obiorą obrót jak w 1914 roku, kiedy to konflikt w tak zwanym Kotle Bałkańskim doprowadził do wybuchu pierwszej wojny światowej? Dziś rolę bałkańskiego zapalnika odgrywać mogą państwa bałtyckie, Ukraina, Morze Południowochińskie czy Bliski Wschód. Niekoniecznie jednak dojdzie do bezpośredniego starcia amerykańsko-rosyjskiego. Mocarstwa będą najprawdopodobniej walczyć poprzez swoich - jak to ujął O'Grady - "pośredników", których Amerykanie i Rosjanie będą dozbrajać. Autor prognozuje, że konflikt - jeżeli rzeczywiście wybuchnie - będzie prawdziwie globalny, o wiele bardziej śmiercionośny, z dużo większa liczbą ofiar i mniejszym respektem dla granic państwowych, niż w czasach poprzednich wojen, co doprowadzi do kolejnych eskalacji. Lista "spokojnych" krajów Global Peace Index znacząco się skurczy - puentuje O'Grady.