Pekin nie ogłosił, kiedy cyfrowy juan, albo e-CNY, zostanie oficjalnie wprowadzony do użytku. Władze testują już jednak nową elektroniczną walutę, rozdając mieszkańcom na loteriach drobne kwoty e-juanów do wydania w sklepach i restauracjach uczestniczących w programie. Wirtualne waluty mogą zreorganizować fundamenty systemu finansowego w podobny sposób, jak Amazon odmienił sprzedaż detaliczną, a Uber zatrząsł branżą taksówkową - pisze amerykański dziennik "Wall Street Journal". W rozwoju takiej waluty <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-chiny,gsbi,4231" title="Chiny" target="_blank">Chiny</a> wysunęły się na prowadzenie. Mogłoby się wydawać, że pieniądze są już cyfrowe, ponieważ karty kredytowe i aplikacje płatnicze eliminują konieczność noszenia w portfelach banknotów i bilonu. Są to jednak tylko narzędzia pozwalające na elektroniczne przekazywanie pieniędzy. Chiny pracują natomiast nad całkowicie wirtualnym, legalnym środkiem płatniczym. E-juan a kryptowaluty Nadejście wirtualnych pieniędzy zwiastowało pojawienie się bitcoinów i innych walut kryptograficznych. Te jednak funkcjonują poza tradycyjnym systemem finansowym i nie są pełnoprawnymi środkami płatniczymi uznawanymi i wydawanymi przez rządy. Gdy w 2009 roku uruchomiono bitcoiny, urzędnicy ekonomiczni z większości krajów zbagatelizowali nową walutę. Chińczycy przyglądali jej się z uwagą i nieufnością. Pekin zakazał handlu kryptowalutami w Chinach kontynentalnych, ale w 2014 roku rozpoczął badania w kierunku stworzenia własnych wirtualnych pieniędzy. E-CNY różni się od kryptowalut. W przeciwieństwie do zdecentralizowanego bitcoina, zarządza nim Chiński Bank Ludowy. W związku z tym nie zapewnia użytkownikom pełnej anonimowości, lecz przeciwnie - daje władzom dodatkowe możliwości śledzenia przepływów finansowych w czasie rzeczywistym. Władze mogłyby dzięki temu wykrywać podejrzane transakcje i łapać osoby uchylające się od podatków, a nawet automatycznie egzekwować grzywny czy mandaty. W przypadku autorytarnego państwa komunistycznego, takiego jak Chiny, pojawiają się jednak obawy o dołączenie ich do arsenału środków używanych do tępienia głosów sprzeciwu i prześladowania dysydentów. Zagrożenie dla dominacji dolara Cyfrowa waluta centralna otwiera też drogę do zupełnie nowych narzędzi polityki monetarnej. W eksperymentach z e-CNY ograniczono "czas ważności" rozdawanych na loterii pieniędzy, a w przyszłości władze będą mogły teoretycznie sprawić, że np. ich wartość będzie stopniowo spadała, by zachęcić ludzi do szybszego obracania środkami w czasach zastoju ekonomicznego. Chińscy urzędnicy sugerują również, że elektroniczne juany będą stosowane w transakcjach międzynarodowych, co w długim okresie uznawane jest za zagrożenie dla dominacji dolara. Obecnie amerykańska waluta używana jest w najmniej 88 proc. takich transakcji, a chiński juan - tylko w 4 proc. E-CNY mógłby być przekazywany przez członków ubogich i marginalizowanych społeczności nieposiadających kont w bankach. Dawałby również możliwość dokonywania przelewów bez wiedzy rządu USA, a to osłabiłoby wpływ sankcji nakładanych przez niego na zagraniczne podmioty, w tym coraz częściej na firmy i osoby z Chin. Amerykańskie sankcje izolują gospodarki Korei Płn. i Iranu. Gdy w lutym birmańska armia dokonała zamachu stanu, Waszyngton zablokował dowódcom junty możliwość przelewania pieniędzy pomiędzy bankami. Szefowa propekińskiej administracji Hongkongu Carrie Lam skarżyła się w telewizji, że trzyma w domu "sterty gotówki", bo z powodu sankcji USA nie ma konta w banku. Przelewy bez konta Przelewy e-CNY nie wymagałyby natomiast konta. Odbywałyby się też poza siecią SWIFT, z której korzystają komercyjne banki, i w którą Waszyngton ma wgląd. Według "WSJ" z tego powodu niektórzy członkowie administracji amerykańskiego prezydenta <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-joe-biden,gsbi,10" title="Joe Bidena" target="_blank">Joe Bidena</a> uznają cyfrowego juana za większe zagrożenie niż północnokoreańskie bomby jądrowe. Podobną opinię wyraził niedawno również amerykański finansista Kyle Bass, założyciel firmy Hayman Capital Management, znany z krytycznego stosunku do Komunistycznej Partii Chin (KPCh). "Sądzę, że cyfrowy juan jest największym zagrożeniem dla Zachodu, z jakim mierzyliśmy się w ostatnich 30-40 latach, a to dlatego, że pozwala Chinom (...) potencjalnie eksportować swój cyfrowy autorytaryzm" - ocenił Bass, cytowany na portalu finansowym MarketWatch. Nie wszyscy zgadzają się z opinią Bassa. Wielu komentatorów ocenia jednak, że Zachód powinien się przygotować na chińskie pieniądze cyfrowe i opracować własne waluty elektroniczne, takie jak cyfrowe dolary i euro.