W zamieszkach zostało rannych 24 policjantów i 2 uchodźców - poinformował. Zatrzymani zostaną przesłuchani i przewiezieni do ośrodków typu zamkniętego, których nie mają prawa opuszczać. Sześć osób w tej grupie - według Borysowa - stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Osoby te mają być wydalone z Bułgarii. Zdaniem premiera porównanie czwartkowych zamieszek w Charmanli z analogicznymi wydarzeniami w innych krajach w tym samym czasie skłania ku myśli o "zorganizowanych przez komórki terrorystyczne działaniach". Dziennikarze, którzy weszli do ośrodka bezpośrednio po zajściach, zobaczyli całkowicie zniszczony budynek stołówki i przychodni, która miała być otwarta w poniedziałek. Policja poinformowała, że podczas zamieszek mieszkający w ośrodku uchodźcy z dziećmi byli ukryci i bezpieczni. Nikt spośród nich nie ucierpiał. Policja użyła wobec zbuntowanych uchodźców armatki wodnej i pałek, lecz nie gazu łzawiącego, jak wcześniej podawały media. Prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie podpaleń w ośrodku i agresywnego zachowania uchodźców. Przed ośrodkiem zebrał się liczny tłum miejscowej ludności, protestującej przeciw obecności migrantów w ich mieście i domagających się ich deportacji z powrotem do Turcji, skąd przybyli nielegalnie. Wcześniej w ciągu dnia na miejsce udała się dyrektor Państwowej Agencji ds. Uchodźców Petia Pyrwanowa, by podjąć negocjacje z protestującymi. Po spotkaniu z nimi powiedziała, że migranci, w przeważającym stopniu Afgańczycy, domagają się otwarcia granicy z Serbią i umożliwienia im wyjazdu na Zachód. "Tego żądania spełnić nie możemy" - podkreśliła. Bezpośrednim powodem buntu był wprowadzony w Charmanli w zeszły piątek zakaz wychodzenia poza teren należący do ośrodka. Centrum w Charmanli jest największym tego rodzaju ośrodkiem w Bułgarii; obecnie przebywa tam ponad 3,1 tys. osób. Niewielka część z nich to rodziny syryjskie, większość stanowią młodzi mężczyźni z Afganistanu, Pakistanu i Iraku. Również w Grecji miały miejsce w czwartek zamieszki w obozie dla uchodźców. Do bijatyki z udziałem uchodźców oraz sił porządkowych doszło w obozie Moria znajdującym się na wyspie Lesbos, po tym, gdy na terenie obozu rozprzestrzenił się ogień po wybuchu butli z gazem. W eksplozji zginęła matka trojga i jedno z jej dzieci. Dwoje pozostałych dzieci w stanie ciężkim odwieziono do szpitala - poinformowała policja. W obozie Moria przebywają osoby oczekujące na deportację do Turcji, skąd przybyły nielegalnie. Z Sofii Ewgenia Manołowa