62-letnia ekonomistka, była szefowa gabinetu prezydenta Luiza Inacio Luli da Silva, wylansowana przez niego jako następczyni, w pierwszym przemówieniu po podliczeniu głosów wyborców, zapowiedziała kontynuację jego polityki. Obiecała, że skoncentruje się na zagwarantowaniu pracy Brazylijczykom i "wykorzenieniu nędzy", "na dystrybucji dochodu narodowego", zapewnieniu "godnych warunków mieszkaniowych", "pokoju społecznego" i "absolutnej wolności słowa i religii". Było to zobowiązanie do kontynuowania reform Luli, który zdołał w ciągu 8 lat wyprowadzić ze strefy absolutnego ubóstwa 20 milionów Brazylijczyków, poszerzając rynek wewnętrzny. Jak podkreśla w powyborczych komentarzach poniedziałkowa prasa brazylijska, było to jedno z osiągnięć, dzięki którym 190-milionowemu krajowi udało się uniknąć kryzysu gospodarczego. W ósmym roku rządów Luli, w 2010 r., Brazylia będzie miała 11- procentowy przyrost PKB. Jednym z pierwszych zagranicznych szefów państw, którzy złożyli w poniedziałek gratulacje Dilmie Rousseff był prezydent USA Barack Obama. W rozmowie telefonicznej z panią Rousseff, prezydentem-elektem Brazylii, jak głosi komunikat Białego Domu, podkreślił "znakomite stosunki robocze między Stanami Zjednoczonymi i Brazylią". Obama wyraził pragnienie rychłego spotkania z panią Rousseff i zacieśnienia współpracy w takich dziedzinach jak energetyka, globalny rozwój, odbudowa Haiti. Brazylijski episkopat, chociaż część jego członków wzywała do niegłosowania na kandydatkę Partii Pracy, ogłosił nazajutrz po niedzielnych wyborach komunikat, w którym składa życzenia pani Rousseff i innym zwycięzcom wyborów - gubernatorom i parlamentarzystom. "Krajowa Konferencja Biskupów Brazylii w szczególny sposób gratuluje pani Dilmie Rousseff wybranej na prezydenta Republiki, któremu przypadnie kierowanie losami narodu brazylijskiego w ciągu następnych czterech lat" - głosi komunikat. Biskupi wyrazili przekonanie, że pani prezydent wypełni przyrzeczenia wyborcze. Nie nawiązują jednak bezpośrednio do ich treści. Dilma Rouseff, która uzyskała w drugiej turze 56,05 proc. głosów (jej rywal, socjaldemokrata Jose Serra - 43,99 proc.), złożyła w ubiegłym miesiącu deklarację, że nie przedstawi w Kongresie projektu ustawy w sprawie depenalizacji aborcji. Była to odpowiedź na ostrą krytykę ze strony niektórych katolickich biskupów i przedstawicieli ewangelików, którzy atakowali kandydatkę do prezydentury jako zwolenniczkę legalizacji aborcji.