W godzinach przedpołudniowych bilans ofiar śmiertelnych stopniowo wzrastał; początkowo mówiono o dziewięciu zabitych - pisze AFP, powołując się na Obserwatorium, które ma siedzibę w Wielkiej Brytanii, ale dysponujące siatką informatorów w Syrii i regionie. Reuters poinformował o co najmniej 21 zabitych i 125 rannych, powołując się na to samo źródło. To już czwarty z rzędu dzień ataków powietrznych sił reżimu prezydenta Baszara el-Asada na Wschodnią Gutę, region zamieszkany przez ok. 400 tys. osób i oblegany przez syryjskie wojska rządowe od 2013 roku. Czwartkowe bombardowania do 171 podniosły ogólną liczbę cywilów zabitych na tym obszarze w ostatnich dniach. W poniedziałek zginęło 31 osób, we wtorek - 80, a w środę - 38. W czwartek naloty zostały przeprowadzone na cele w co najmniej sześciu miejscach - podało Obserwatorium. "Celem ataków były dwa meczety i szkoła. Gdy przybyliśmy na miejsce, żeby ewakuować ofiary, nastąpił kolejny atak" - powiedział Muajed el-Hasem, wolontariusz z ramienia syryjskiej Obrony Cywilnej. Syryjska armia nie wydała komentarza w tej sprawie. Wschodnia Guta znajduje się pod ostrzałem, mimo że w 2017 roku włączona została do wyznaczonych przez Rosję, Iran i Turcję stref deeskalacji. Siły rządowe i ich sojusznicy odcięli również drogi, którymi przemycano do oblężonego regionu żywność i leki. Dla rebeliantów Wschodnia Guta to obszar o znaczeniu strategicznym. W ostatnich tygodniach reżim Asada oskarżany jest o przeprowadzenie w tym rejonie ataków chemicznych; Damaszek temu zaprzecza.