Konrad Piasecki: W Kontrwywiadzie RMF FM Artur Piłka, niegdyś doradca Lecha Kaczyńskiego, dziś oskarżony o handel kokainą. Dzień dobry panu. Artur Piłka: Dzień dobry. Spektakularne zatrzymanie, poważny zarzut, a pan procesuje się z Kancelarią Prezydenta żądając przywrócenia do pracy. To jest żart? To jest prowokacja? Nie. Zostałem zwolniony już drugiego dnia po zatrzymaniu i w dokumencie, który mówił o zwolnieniu był zapis, że "zwalniamy pana z powodu popełnienia przestępstwa". Do dnia dzisiejszego oczywiście żaden sąd nie skazał mnie prawomocnym wyrokiem. Ja także nie popełniłem żadnego przestępstwa, o czym na dzisiaj ja wiem, a CBŚ cały czas próbuje tę sprawę wyjaśnić. Ale jeśli ktoś handluje - pan twierdzi, że pan nie handlował narkotykami - ale nawet jeśli ktoś używa narkotyków, to chyba Kancelaria Prezydenta i doradzanie prezydentowi, to nie jest dla niego najlepsze miejsce pracy. Nie robiłem nic takiego, co byłoby łamaniem prawa. Zapis w zwolnieniu, że zwalniamy pana z powodu łamania prawa, jest absolutnie ze strony prawnej błędnym zapisem. Ale jeśli pan używał narkotyków, jeśli pan posiadał narkotyki, to już jest przestępstwo. Nie posiadałem. W tym kraju rzeczywiście posiadanie, czy handlowanie jest karalne. Ja nie robiłem nic niezgodnego z prawem. Ani nie handlowałem, ani nie posiadałem. Kupowałem. Kupowanie wiąże się z posiadaniem, choćby chwilowym. Tu jest pewna luka prawna. Tak czy inaczej podkreślam, nie robiłem nic niezgodnego z prawem. I naprawdę pan wierzy, że pan wróci do Kancelarii Prezydenta i Lech Kaczyński będzie znowu pytał pana o rady? Oczywiście, że nie. Myślę że atmosfera w tej sprawie jest jednoznaczna, więc ja nie mam zamiaru wracać do Kancelarii Prezydenta. Chciałabym tylko takiego rozwiązania umowy o pracę, które będzie zgodne z prawem. Ale w pańskiej historii pojawia się ponad kilogram kokainy. Czy można kupować kilogram kokainy i używać go tylko samemu. To nie jest tak potężna ilość, że trzeba tym handlować, żeby jakoś to zagospodarować? Bardzo dobrze, że pan o tym mówi. Cała sprawa jest sprawą wymyśloną przez grupę dochodzeniową. Nie wiem, skąd się wzięła ta ilość. Nie mam pojęcia. A ile to było? To były gramy? Tak. To były gramy. Czuje się pan pionkiem zaplątanym w jakąś wielką polityczną rozgrywkę? Oczywiście, że tak się czuję. Jeszcze raz mówię, że nie robiłem nic takiego, co byłoby łamaniem prawa w tym kraju, a mimo wszystko po blisko trzech miesiącach inwigilowania mnie, śledzenia czy podsłuchiwania, gdzie każda średnio inteligentna grupa dochodzeniowa po trzech miesiącach jest w stanie stwierdzić, co człowiek robi, a czego nie robi - doskonale wiedziano co robię, a czego nie robię i mimo wszystko podjęto decyzje o aresztowaniu z całą medialną otoczką. A jedną z pierwszych osób, która wzięła udział w tym przedstawieniu był Ziobro. No to komu i do czego pan posłużył? Nie mam pojęcia. Pan mówi: "Czuję, że moja sprawa była elementem jakiejś prowokacji". Jakiej prowokacji? Przeciwko komu? W kogo wymierzonej? Ja to czuję i jestem o tym przekonany. Była to układanka, która miała na celu jakiś efekt. Zostałem zniszczony jako osoba, jako człowiek, 12 lat mojej pracy zawodowej, także moje życie rodzinne. Tutaj absolutnie nie było żadnych zahamowań ze strony osób, które tę układankę tworzyły, żeby zniszczyć człowieka, żeby osiągnąć swój własny cel. No tak, ale układanka składa się z wielu elementów, jak wiadomo. Przy całym szacunku, Artur Piłka to nie jest postać, którą koniecznie należałoby skompromitować po to, żeby wywołać jakąś spektakularną reakcję. No to po co? Ja też się nad tym zastanawiałem, że nie byłem osobą publiczną czy rozpoznawalną w tym kraju, ale myślę, że nadarzyła się okazja do tego, aby zrobić przedstawienie medialne, jacy to jesteśmy prawi. I prawdopodobnie chodziło o kompromitację Kancelarii Prezydenta.