Konrad Piasecki: Jaką ocenę wystawiłby pan sile perswazji Lecha Kaczyńskiego? Michał Kamiński: Dużą. Prezydent byłby w stanie przekonać brata, by ten zmiękł trochę w sprawie euro? Nie ma potrzeby, dlatego, że między poglądami Lecha Kaczyńskiego a Jarosława Kaczyńskiego w sprawie euro nie ma różnicy. Prezydent mówił w niedawnym wywiadzie: "Ktoś, kto uważa, że działam wyłącznie pod dyktando mojego brata, ma mocno uproszczoną wizję". Rozumiem, że ta uproszczona wizja nie dotyczy euro? Czym innym jest działanie pod dyktando, a czym innym wspólnota poglądów. I nigdy prezydent nie mówił, że ma inne poglądy w takim zasadniczym sensie. W pewnych sprawach prezydent i były premier, prezes Jarosław Kaczyński się różnią, ale np. w sprawie euro nie dostrzegam różnicy. W sprawie euro tożsamość poglądów stuprocentowa? Podejrzewam, że tak. Przede wszystkim jest kwestia, czy euro jest receptą na kryzys, jak twierdzi rząd. I prezes Jarosław Kaczyński, i prezydent, i myślę, że bardzo wielu Polaków uważa, że sprawa euro nie jest rozwiązaniem kryzysu. Kraje bogatsze od nas, które są w strefie euro, nawet tak silne i tak potężne gospodarki jak niemiecka, są w recesji. A więc mówienie, że wejście do strefy euro wyciągnie nas z recesji, jest PR-owską zagrywką. Czym innym jest dyskusja, czy euro jest potrzebne gospodarce, czy nie w innej perspektywie. I do tej dyskusji pan prezydent zachęca. Czyli Grzegorz Schetyna, który mówił wczoraj, że bardzo liczy, że prezydent będzie przekonywał brata, by ten był troszkę miększy, by ten zrezygnował z referendum, poczuje się rozczarowany. Nie wiem, dlaczego premier Schetyna tak boi się referendum. O co by pan zapytał w tym referendum? Czy Polacy chcą wejścia do strefy euro i określił barierę czasową. W referendum można zapytać: "Czy chcesz rezygnacji ze złotówki, rezygnacji z suwerennej polityki monetarnej państwa polskiego i przejścia do strefy euro w przedziale 2012 -2016?" Czyli, jakby prezydent proponował referendum, to zwróciłby się do narodu z takim pytaniem? Nie wykluczam, że prezydent w tej sprawie referendum zaproponuje. 125. art. konstytucji daje mu takie uprawnienie. Może się zwrócić do Senatu z wnioskiem o przeprowadzenie referendum. Prezydent zwrócił się przecież do Senatu w sprawie prywatyzacji służby zdrowia. Niestety ten wniosek został, w warunkach bardzo nieeleganckiego zachowania marszałka Senatu wobec profesora Religi, odrzucony. Czyli może być tak, że to prezydent wystąpi z wnioskiem o przeprowadzenie referendum w tej sprawie. Nie wykluczam. A jeśli referendum, to razem z eurowyborami? Argument finansowy za tym przemawia. Jest bardzo dobra okazja, jest temat europejski i wybory europejskie. Pan premier, i myślę, że my wszyscy, troszczymy się o to, by w wyborach nie było małej frekwencji. Nic tak nie poprawi frekwencji w wyborach niż przeprowadzenie referendum. I tak Polaków zaprosimy do urn i tak musimy to zrobić. I tak wydamy pieniądze na organizację komisji wyborczych. Czyli, jeśli dobrze rozumiem, zarysował pan scenariusz taki: prezydent zwraca się do Senatu z wnioskiem o referendum, wspólnie z eurowyborami? Oczywiście zrealizowanie celu jest mało prawdopodobne, bo w Senacie większość posiada Platforma, która jest przeciwna referendum. No właśnie. Platforma mówi, że zaczyna negocjacje w sprawie wejścia do korytarza ERM 2. Gdyby zapytała prezydenta o zgodę prezydenta, co by usłyszała? Prezydent wyraził swoją opinię we wczorajszym orędziu. Wyraźnie powiedział, że wejście do ERM2 bardzo poważnie osłabi możliwość prowadzenia aktywnej polityki gospodarczej przez państwo w warunkach kryzysu. Prezydent wzywa do tego, by polski rząd robił to, co inne rządy. Od Ameryki po Europę. By rząd prowadził aktywną politykę gospodarczą. Czyli prezydent powiedziałby rządowi: nie idźcie tą drogą, nie idźcie tym korytarzem? Teraz cytuje pan innego prezydenta. Ale cenię pana poczucie humoru. Ale proszę nie sprowadzać tego do żartu, to bardzo poważna sprawa. Prezydent powiedział wczoraj wyraźnie. Polska powinna prowadzić aktywną politykę gospodarczą, wspierać popyt wewnętrzny, bronić polskich miejsc pracy, wydawać pieniądze na polską gospodarkę. Pan minister Rostowski mówi, że to analfabetyzm ekonomiczny. To znaczy, że minister Rostowski zarzuca analfabetyzm ekonomiczny Gordonowi Brownowi, Barackowi Obamie, prezydentowi Sarkozy'emu.