Konrad Piasecki: Panie generale, rząd Platformy nie miał dla pana żadnych ofert? Marek Dukaczewski: Na razie nie. Radek Sikorski miał kiedyś pomysł, aby wysłać pana na placówkę zagraniczną. Gdy dziś został szefem MSZ mógłby to doskonale zrealizować. Zajmuję się zupełnie innymi sprawami. Czyli nie zadzwonił, nie zaproponował? Takie kontakty między nami nie istniały nigdy. Bo minister Klich raczej nic nie zaproponuje: "Ludzie pokroju generała Dukaczewskiego opuścili siły zbrojne i nie powinni do nich wracać" - powiedział kiedyś. Przykro się panu zrobiło? Mam wielu znakomitych kolegów, którzy mają wykształcenie czysto wojskowe i mogliby wiele w naszych siłach zrobić dobrego. Im również podziękowano. Czeka pan na ten telefon od Klicha albo Sikorskiego? Nie czekam. Panie generale, czy jest możliwe, aby Wojskowe Służby Informacyjne, dzisiaj już Służba Kontrwywiadu i Służba Kontrwywiadu Wojskowego, mogły nie wiedzieć przez parę miesięcy o tym, co tak naprawdę wydarzyło się w wiosce Nangar Khel? Nie wierzę w to. Kontrwywiad jest po to, żeby działał i dostarczał informacje takie, jakie są istotne dla bezpieczeństwa kontyngentu za granicami kraju. W tym przypadku uważam, że popełniono bardzo istotny błąd przy doborze żołnierzy wyjeżdżających za granicę. Czyli to, że tam pojawili się żołnierze z przeszłością kryminalną, to jest błąd kontrwywiadu wojskowego? W okresie mojego dowodzenia tego typu przypadki mieliśmy i zalecaliśmy wycofanie takich żołnierzy z wyjazdu. A to, że tam byli żołnierze z Legii Cudzoziemskiej to też błąd, czy to uważa pan już za rzecz bardziej naturalną? W przypadku Legii Cudzoziemskiej mamy trochę inną sytuację, ale pamiętajmy o tym, że Legia Cudzoziemska rządzi się innymi prawami niż te, które obowiązują w naszej armii. Należy wziąć pod uwagę fakt udziału w operacjach żołnierzy, którzy byli w Legii. Rządzący wtedy politycy PiS mówią, albo mają kłopoty z odpowiedzią na pytanie, kiedy tak naprawdę dowiedzieli się, że w tym Nangar Khel mogło dojść do jakiejś dramatycznej pomyłki, albo że cała sprawa ma jakieś drugie dno. Tzn. oni wiedzieli od początku, że doszło do pomyłki, natomiast nie wiedzieli nic o jej tle. Czy jest to możliwe? Oczywiście, że jest to możliwe, skoro minister Szczygło na początku sierpnia 2007 roku odwołał oficera łącznikowego z jednego z ważniejszych dowództw z najbardziej newralgicznego stanowiska w tym dowództwie, dowództwie operacyjnym odpowiadającym za Afganistan. Powodem były potrzeby sił zbrojnych. W ciągu kilku miesięcy na to stanowisko nie pojechał żaden oficer. Podczas incydentu, tej tragedii, której skutki teraz wszyscy odczuwamy, nie było oficera, który zapewniłby rzetelny dopływ wiarygodnych, zweryfikowanych informacji. A jak wojskowy kontrwywiad działa na misjach zagranicznych? Czy ma obowiązek śledzenia tego, co dzieje się wśród żołnierzy, czy on tylko działa tak na zewnątrz, chroniąc kontrwywiadowczo? Przede wszystkim kontrwywiad bierze udział w doborze żołnierzy do operacji zagranicznych. To jest jego zasadnicza rola. A kiedy już misja zagraniczna trwa? Na miejscu monitoruje sprawy, za które normalnie kontrwywiad odpowiada, a więc bezpieczeństwo wewnętrzne, problemy z ochroną informacji, zagrożenia terrorystyczne. Czyli jest tak, że albo kontrwywiad popełnił tam błąd nie informując odpowiednio szybko rządzących o tym, co się wydarzyło w Nangar Khel, albo jest tak, że ktoś coś przed nami ukrywa. Po pierwsze kontrwywiad powinien poinformować natychmiast o tym, co się wydarzyło, przedstawić własną analizę, własne wnioski, własną sugestię co do popełnionych błędów. Z drugiej strony, jeżeli my świadomie wycofujemy oficera ze stanowiska, gdzie jest spływ wszystkich informacji wywiadowczych na temat Afganistanu i w to miejsce nie wysyłamy innego oficera, to jak możemy oczekiwać informacji o tym, co się stało.