Konrad Piasecki: Panie pośle, cierpi pan trochę w tym odnowionym PiS-ie? Joachim Brudziński: Ależ skąd! Świetnie się odnajduję, bo to jest prawdziwa natura również mojej osobowości. Miłość, dobroć, łagodność... Ale pan ze swoim temperamentem polemiczno-bojowym musi cierpieć. Poprawność, polityka miłości to nie dla pana. Ależ nikt nie zakazuje nam polemiki w ramach odnowionego wizerunku medialnego. Przecież pokój nie oznacza mówienia tego samego, co mówi pan minister Nowak czy pan premier Donald Tusk. Jesteśmy opozycją, polemicznie z nimi dyskutujemy, ale w trochę innej formie. Ale w tym poprawionym PiS-ie byłby pan w stanie kazać Platformie, by "prowadzała kury szczać", albo wysyłać Palikotowi wibratory? Chyba już nie? Panie redaktorze, ale pan cytuje wielkiego Polaka - Józefa Piłsudskiego. Wiem, że o "szczaniu kur" mówił Piłsudski, ale pan to powtarzał. Ja sobie za zaszczyt poczytuję, że jako uczeń profesora Burgera - wybitnego historyka, politologa, mogłem ten cytat u pana redaktora Lisa przywołać, ale co to ma wspólnego z polityczną agresją? Nie będzie się pan skarżył, tak jak Jacek Kurski dziś w "Dzienniku", że był uznawany za agresywnego aroganta, potwora, chama i cynika, i teraz będzie pan to zmieniał? Gdyby przełożyć na mój wizerunek to wszystko co wypisuje się na mój temat na różnego rodzaju forach internetowych, to rzeczywiście powinienem udać się do psychiatry... Właśnie u redaktora Lisa publiczność, która siedzi za plecami - tego nie słychać na antenie - często byłem obiektem takich uwag: "Idź się lecz debilu!", "Zrób sobie tomograf komputerowy!", "Co za cham!". Wie pan, można to przyjmować do siebie i stawać się jeszcze bardziej sfrustrowanym i agresywnym, a można do tego podchodzić z amerykańskim luzem. Ja podchodzę z amerykańskim luzem. Radzę sobie emocjonalnie z tego typu epitetami znakomicie. I z tym amerykańskim luzem w gruncie rzeczy jest pan ciepłym, potulnym jak baranek Joachimem? Proszę zapytać o to Kalinkę albo Jagienkę, czyli moje córeczki. Rzeczywiście takim jestem. Ale córeczki to nie partnerzy do politycznej dyskusji. No właśnie, dlatego - idąc do polityki - szedłem po to, żeby mówić o sprawach poważnych - o Stoczni Szczecińskiej, o gazoporcie w Świnoujściu. Świetnie się w tym odnajduję. Proszę przeanalizować każde moje wystąpienie sejmowe - nie ma tam nic na temat kur ani Palikota, jest dużo na temat gospodarki morskiej, stoczni. Tym się zajmuję w parlamencie. Panie pośle, a może w ramach polityki miłości pan też by chciał jak prezes kogoś przeprosić? Oczywiście. Przepraszam tych wszystkich, którzy te cytaty z Józefa Piłsudskiego, Kornela Makuszyńskiego - kiedy mówiłem o zgorzkniałym wezyrze - odbierali jako moją agresję. Tych wszystkich, kiedy cytowałem wybitnego reportażystę - mojego ukochanego - Melchiora Wańkowicza, kiedy mówiłem o kundlizmie. A jak Julii Piterze pan radził, żeby wszystkie swoje raporty wsadziła w... to? Za to przeprosiłem momentalnie po tym, jak to powiedziałem u pana w tym studiu. Czyli wszyscy mogą się czuć przeproszeni przez Joachima Brudzińskiego? Wszyscy ci, którzy te cytaty, które wielokrotnie przywoływałem - czy Wańkowicza, czy Makuszyńskiego, czy w końcu Piłsudskiego - odbierali jako moje chamstwo i moją agresję. Oczywiście szczerze przepraszam. A wzorem prezesa też pan sobie wyobraża jakąś kobietę na czele rządu? Oczywiście. Którą na przykład? Grażynę Gęsicką - tak jak Zbigniew Wassermann wczoraj tutaj? Gdyby koniunktura polityczna na to pozwoliła i Jarosław Kaczyński po kolejnej kadencji Lecha Kaczyńskiego był np. prezydentem Rzeczpospolitej, to oczywiście tak - wyobrażam to sobie. Naprawdę? Tak. A to, że Lech, a potem Jarosław? Dynastię Kaczyńskich założymy? Proszę pana, ufam, że i pan kiedyś przekona się, że warto na polityków Prawa i Sprawiedliwości, a szczególnie Jarosława Kaczyńskiego, stawiać. Ale rozumiem, że póki co Jarosław Kaczyński jest kandydatem na premiera? Jarosław Kaczyński jest liderem największej partii - partii, którą stać było na dwa lata przed wyborami przedstawić program nie polityczny, wyborczy, a program na trudne czasy dla Polski. I na pewno kiedyś do władzy wrócimy, a wtedy naturalnym kandydatem na premiera będzie lider naszej partii. No właśnie, ale kiedyś wrócicie do władzy czy jeszcze w tej kadencji? Czytam Stanisława Żelichowskiego, który mówi w "Gazecie Wyborczej", że wy już dzisiaj próbujecie rozbić koalicję, dogadać się z PSL i SLD, żeby stworzyć nową koalicję w tym parlamencie. To możliwe w ogóle? Jeszcze raz zacytuję Melchiora Wańkowicza - przez wielu polityków przemawia chciejstwo. Wielu chciałoby, żebyśmy weszli w taką retorykę, albo w taką próbę parcia do władzy za wszelką cenę. Otóż zapewniam pana redaktora - nie ma takiego parcia ze strony Prawa i Sprawiedliwości.