Marcin Zaborski: Często się pan budził dzisiaj w nocy? Andrzej Halicki: - Żeby sprawdzić wyniki z Legionowa? Właśnie. Czyli jednak. - Wiedziałem już późnym wieczorem, w zasadzie po meczu w Podgoricy, kiedy tak ładnie odnieśliśmy zwycięstwo na tym bardzo trudnym terenie. Wiedziałem, że w Legionowie też będzie dobrze, bo jest wysoka frekwencja. I kilka godzin później okazało się rzeczywiście, że frekwencja wynosi 47 proc., referendum jest ważne. - Tak, zaskakująco wysoka frekwencja, nie przypominam sobie, żeby w referendach w Polsce była tak wysoka frekwencja, nawet wtedy kiedy sprawy dotyczą personalnych kwestii i są duże emocje. To jest frekwencja bliska, a może nawet wyższa niż niejednokrotnie wybory samorządowe. 94 proc. głosujących mieszkańców Legionowa mówi "nie" metropolii warszawskiej. Jeżeli tak dalej pójdzie, to będzie pan musiał porzucić marzenia o byciu prezydentem mega Warszawy. Pozostanie tylko Warszawa. - Pierwsza rzecz - to jest miażdżący wynik dla PiS-u. Nie wiem, czy dzisiaj Jacek Sasin zostanie powitany kwiatami w Sejmie. Przecież muszą powiedzieć, że to sukces. Te 5 do 95 - bo taka jest proporcja głosów na "nie", przy tak wysokiej frekwencji, dla projektu który jest związany z manipulacją, ze zdobyciem władzy w nieuczciwy sposób... Rozumiem, że pan w dobrym nastroju. To oczywiste po wygranym dla Platformy referendum, ale... - ...to głos suwerena, którego nie PiS nie może zlekceważyć. W Warszawie też miało być referendum, ale wojewoda unieważnił tę decyzję radnych. Dlaczego w takim razie stołeczni radni poszli do sądu, a nie poszli śladem radnych z Legionowa, nie wykorzystali pytania z Legionowa i nie zgłosili nowej uchwały? - To jest to samo pytanie. Jest pan absolutnie pewien? - Tak, oczywiście. Jak brzmiało pytanie w Legionowie? "Czy jest Pan/Pani za tym, żeby m.st. Warszawa jako metropolitalna jednostka samorządu terytorialnego, objęła Gminę Miejską Legionowo?". Ale w Warszawie miało brzmieć: "Czy jest Pan/Pani za zmianą granic m.st. Warszawy poprzez dołączenie kilkudziesięciu sąsiednich gmin?". Wielkie pieniądze temu, kto udowodni, że to jest dokładnie to samo pytanie. - To jest to samo pytanie, tylko z drugiej strony. Na co innego zwracamy uwagę - podstawa prawna jest ta sama, czyli ustawa o referendum i uchwała podjęta przez organ, jakim jest Rada Gminy, czyli Rada Warszawy. Ale wystarczyło wziąć to pytanie z Legionowa, zgłosić uchwałę w Warszawie i nie byłoby wątpliwości. - Nie, bo pytanie zadawane jest z drugiej strony. Tutaj rozszerzenie, zmiana granic poprzez włączenie do Warszawy 32 bądź 33 gmin - tu też projekt nie był równoznaczny - a tu: czy pojedyncza gmina, czyli Legionowo, ma być dołączona do wielkiej metropolii, superpowiatu, supergminy. Jeszcze do tego pozbawiona tożsamości i własnej niezależności. Oczywiście, że projekt ten sam, ale z drugiego końca patrzą na nią radni, w tym wypadku radni gminy Legionowo. Natomiast niekonsekwencja wojewody, który przy tej samej ustawie jako podstawie zadania tego pytania, uchyla jedno referendum, a drugie dopuszcza. A wie pan dlaczego? Dlatego że wszystkim wydawało się - myślę tu nawet o inicjatorach tego projektu, poseł Sasin mówił przecież o tym wprost - że po prostu nie będzie zainteresowania, że będzie bardzo mała frekwencja. Panie pośle, można było skonstruować pytanie w taki sposób, żeby zamiast gminy Legionowo wstawić gminę Warszawa i dałoby się. Dobrze pan o tym wie. - Ale co by się dało? Podmienić pytanie w referendum. - Ale to nie w pytaniu jest problem. Wojewoda zanegował podstawę, czyli powiedział, że mieszkańcy powinni zgłosić taką referendalną inicjatywę, a nie organ gminy, co jest błędem, bo w tym wypadku mamy dokładnie uchwałę Rady Miasta. Kocha pan Europę? - Cieszę się, że Polska jest w Europie, że jest w tej wspólnocie, przed 1989 rokiem było to naszym marzeniem, a dziś jesteśmy w tym miejscu, które niestety ciągle jest marzeniem np. Białorusinów bitych przez Łukaszenkę, czy Ukrainy gdzie toczy się wojna, czy Rosjan, którzy mają tyranię swojej autorytarnej władzy. I z tej miłości do Europy maszerował pan w weekend w Warszawie? - Byłem w Warszawie także na tym marszu, który rozpoczynał się na Placu na Rozdrożu, ale przede wszystkim właśnie dlatego że bici są ci, którzy żądają demokracji na Białorusi, dołączyłem o 12:30 do nich i z nimi byłem tego dnia. Tam, na Placu Na Rozdrożu, widział pan Grzegorza Schetynę? - Grzegorz Schetyna chyba był we Wrocławiu, także widziałem warszawiaków... Nie brakowało panu Grzegorza Schetyny tego dnia w Warszawie, na tym wielkim marszu? - Każdy świętuje tam, gdzie uważa to za stosowne i tak, jak uważa za stosowne. Zupełnie inaczej tłumaczył to rzecznik PO Jan Grabiec. On mówił, że nie chcieliście się narzucać w Warszawie na tym marszu. - Ja uczestniczyłem w tym pochodzie dość krótko, ale on jeszcze nie wystartował wtedy, bo to był wiec na Placu Na Rozdrożu. To pan nie uczestniczył w marszu. - W praktyce nie uczestniczyłem, ale dołączyłem do Białorusinów, którzy upominają się o wolność. To uważam za dużo ważniejsze wydarzenie. Panie pośle, nie jest dziwne, że lider partii, który w swojej deklaracji kilkadziesiąt razy odmienia Europę przez różne przypadki, nie pojawia się w takim symbolicznym momencie na manifestacji w Warszawie, a jedynie dzwoni do pani poseł Róży Thun i prosi, żeby wszystkich pozdrowić? - I pozdrowiła. Na to padł komentarz, że czasem nie wystarczy telefon, tylko "ważna jest okoliczność" - mówiła Dorota Wellman. - Szukanie dziury w całym. Nie, to nie jest szukanie dziury w całym. - Nie, gdzie indziej jest problem. Gdy słyszę dzisiaj, że politycy PiS mówią, iż nikt nie chce wyprowadzać Polski z Europy, czy że od zawsze byli Europejczykami i są z tego powodu dumni, to czuję w tym fałsz. Przecież dopiero co przeżyliśmy kompromitację w Brukseli, kiedy to właśnie przez polski rząd, ten reprezentowany przez Prawo i Sprawiedliwość, chciał zrobić wszystko, żeby nie było tej wspólnoty i żeby nie było takiego myślenia wspólnotowego także w Rzymie. Przecież to widać gołym okiem. Jeżeli suweren właśnie tak określa dobrą zmianę, jak mieszkańcy Legionowa, to warto się zastanowić. Jeżeli dziś mamy wyniki sondaży, które na pewno dla Prawa i Sprawiedliwości powinny być jakimś momentem do zastanowienia się, to warto zastanowić się, dlaczego tak jest, że dobra zmiana oceniania jest jako arogancka, jako zła, jako niezgodna z interesami Polski, że polityka szukania wroga - bo wrogiem jest Polak w Unii, wrogiem jest społeczeństwo, które myśli inaczej, jest oceniana źle. Panie pośle, kiedy Platforma Obywatelska wysłała do prezydenta prośbę, apel, o zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego? - Mówimy o tym od wielu dni. W mediach. Ale mówię o takiej oficjalnej prośbie, piśmie, apelu. - Być może i takie stanowisko trzeba zawrzeć, ale przecież nie to jest istotą... To nie jest istota sprawy, że jeśli się chce coś takiego zorganizować, to należałoby się formalnie zwrócić do prezydenta. - Prezydent jest Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych. Prezydent, który nie zauważa problemu, który związany jest już nie tylko z dezorganizacją armii, ale z takim bardzo konsekwentnym rozmontowywaniem naszego bezpieczeństwa, nie tylko sprzeniewierza się konstytucji, ale przestaje być w ogóle potrzebny. Po co nam Zwierzchnik Sił Zbrojnych, który nie dba o nasze bezpieczeństwo. Pytanie, co mogłaby zmienić RBN w tej sprawie? - Byłaby informacja, której dzisiaj żąda, ale żąda listownie. No przecież kwestia tego demontażu polskiej armii i polskiego bezpieczeństwa, jest widoczna gołym okiem. Ponad 30 generałów, w tym trzej najważniejsi generałowie odchodzą. Generałowie Gut, Gocuł i Różański mówią o tym, że nie są w stanie wypełniać obowiązków, które nakłada na nich obowiązek budowania zdolności obronnej armii. Jeżeli nie są zdolni, to jest dzwonek alarmowy i prezydent musi reagować. Natychmiast.