1 lutego minęło 26 lat, odkąd Kazimierz Juskowiak rozpoczął pracę w Unii Leszno. Tego dnia zajrzałem do klubowego warsztatu przy stadionie. Mechanik mistrza Polski nie świętował. Pracował z adeptami, którzy zapisali się do szkółki. Razem z trenerem Czesławem Czernicki starali się przybliżyć chłopcom tajniki pracy w warsztacie. Dla Juskowiaka to nie nowość, bo od ponad ćwierć wieku przygotowuje sprzęt leszczyńskim żużlowcom. Przez cały czas pozostaje wierny macierzystemu klubowi - Unii Leszno. Przygodę z żużlem rozpoczął - jak twierdzi - trochę przypadkowo. Pochodzi z Leszna, ożenił się w Klonówcu, gdzie zamieszkał do czasu aż otrzymał w rodzinnym mieście spółdzielcze mieszkanie w bloku. W nowym miejscu zamieszkania spotkał Zenona Nowaczyka. Mechanik Unii Leszno był sąsiadem Juskowiaka i zaproponował mu pracę w klubowym warsztacie. 1 lutego 1982 roku Juskowiak zameldował się na Strzeleckiej. Pierwsze dwa lata pracował na pół etatu. Od 1984 r. już w pełnym wymiarze mógł się poświecić życiowej pasji. Razem z Nowaczykiem i Henrykiem Brodalą godzinami dłubali przy motocyklach. W warsztacie siedzieli po nocach, by silniki Byków były najlepsze w Polsce. Pan Kazimierz na początku pracy opiekował się szkółką. Pracy miał dużo, gdyż młodzi nie oszczędzali sprzętu. Leszczyńskie goddeny Po śmierci Nowaczyka obowiązki w warsztacie spadły na Brodalę i Juskowiaka. Obaj stworzyli duet, który w latach 80. przygotowywał najlepsze w Polsce angielskie goddeny. - Słynne goddeny siały strach w całym kraju. Nikt nie posiadał tak szybkim motocykli, jak Unia w latach osiemdziesiątych. Byli dwa razy szybsi od nas. Nieraz nas ośmieszali, wygrywając o pół prostej. Potrafili 2-3 razy bić rekord toru w czasie jednego turnieju - wspomina Janusz Stachyra, były lider rzeszowskiej Stali. Goddeny posiadali także konkurenci Unii, ale nie wszyscy potrafili je dobrze przygotować. Juskowiak z Brodalą znaleźli sposób na angielskie silniki. W Toruniu do dzisiaj wspominają motocykl, który sprzedali do Leszna. Godden miał być bardzo słaby, a w Unii zrobili z niego najlepszy silnik w klubie. W każdym meczu gwarantował minimum 12 pkt i przez półtora sezonu kręcił najlepsze czasy. - Apator posiadał goddena, który im nie chodził - potwierdza Juskowiak. - Próbował jeździć na nim Wojciech Żabiałowicz i później Stanisław Miedziński. Chcieli się go pozbyć, więc razem z Heniem długo się nie zastanawialiśmy. Zrobiliśmy ten silnik po swojemu i był jednym z najlepszych w Unii. Szczęście do fachowców Juskowiak nie kryje, że dobry motocykl to dopiero połowa sukcesu. O wygrywaniu decyduje zawodnik. Przez lata pracy miał okazję współpracować z wieloma świetnymi żużlowcami. Miło wspomina lata, gdy jeździli w klubie Mariusz Okoniewski, Roman Jankowski, Zenon Kasprzak, Adam Łabędzki. Już od najmłodszych lat talentem błyszczeli: Damian Baliński, Krzysztof Kasprzak, Jarosław Hampel. Ten ostatni, gdy nawet startował w Polonii Piła, to często trenował w Lesznie. Zawsze dysponował bardzo dobrymi startami. - Leszno zawsze miało szczęście do dobrych żużlowców i bardzo dobrych mechaników. Gorzowianie wielokrotnie konkurowali z nimi - z różnym skutkiem. My mieliśmy majstra Stasia Maciejewicza, a Leszno Henia Brodalę i Kazia Juskowiaka. Złote rączki w swojej robocie - chwali mechaników Piotr Świst, który największe sukcesy odniósł jeżdżąc w Stali Gorzów. Juskowiak pod względem stażu jest w Polsce najstarszym mechanikiem pracującym w klubie. (Podobnym stażem legitymuje się Andrzej Jarząbek w Zielonej Górze). Dzięki żużlowi zwiedził kawałek świata. Najmilej wspomina żużlowe wyjazdy na Daleki Wschód i do dawnej NRD. Za Uralem gościł dwukrotnie. Z Czerkieska przywiózł kiedyś stary motocykl używany w latach 70. Sprzęt był zdekompletowany. Juskowiak postanowił go złożyć z oryginalnych części. Pracował nad nim 10 lat. Posiada wszystkie oryginalne elementy i w stu procentach odzwierciedla autentyk. Jawa trafiła do studia Telewizji Leszno i prezentuje się podczas programów żużlowych. Żużlowcy Unii jeździli do zachodnich sąsiadów na turnieje międzynarodowe. Juskowiak z Czesławem Piwoszem i Grzegorzem Sterną przez kilka sezonów odwiedzali długie tory, bo obaj leszczyńscy żużlowcy - jako jedyni w tamtych czasach w Polsce - ścigali się z powodzeniem na takich obiektach. Biało - niebieska wierność Mechanik Unii mógł wielokrotnie zmienić pracodawcę, gdyż propozycji nie brakowało. Kluby z ekstraligi dzwoniły i namawiały. Pięć lat temu miał szansę trafić do Grand Prix, gdy jeden z uczestników nalegał, żeby zaopiekował się jego motorami. Juskowiak jednak nie żałuje, że został na Strzeleckiej. Bardzo chwali sobie współpracę z władzami Unii i trenerem Czesławem Czernickim. O szkoleniowcu wypowiada się w samych superlatywach. Współpraca - jak wspólnie twierdzą - układa się wzorowo. Dobry mechanik potrafi znakomicie przygotować silnik i spasować motocykl do jazdy. Powinien charakteryzować się przynajmniej dwoma cechami: cierpliwością i dokładnością, bez których nie ma szans na sukces w warsztacie. Powinien też śledzić techniczne nowinki i podpatrywać najlepszych na świecie. Juskowiak drogę do fabryki Jawy w czeskim Divisovie zna prawie na pamięć. W latach 80. lata jeździł po naukę do Niemca Hansa Zierka, wtedy najlepszego żużlowego mechanika na świecie. Juskowiak regularnie korzysta ze szkoleń organizowanych przez producentów silników i motocykli. Spod ręki Juskowiaka wyszło kilku mechaników, którzy szybko znaleźli pracę w teamach Juricy Pavlica oraz Rafała Dobruckiego. - Znam pana Kazimierza od dawna. Mógłbym porównać jego umiejętności i cechy charakteru do nieodżałowanego śp. Tadzia Tomiłowicza, mechanika z Zielonej Góry, którego ceniłem i zawsze szanowałem. Obaj pracują na tym samym poziomie. Pan Kazimierz, podobnie jak Tomiłowicz, jest cierpliwy, ale i wymagający. Potrafi przekazać swoje doświadczenia zawodnikom i adeptom. Cechuje go konsekwencja i fachowość. Bardzo dobrze mi się z nim współpracuje - chwali jubilata trener Czesław Czernicki. Mariusz Cwojda