Protestowi towarzyszyły gwizdy, wycie syren i hasła, m.in. "Ratusz, wydział edukacji do prywatyzacji", "Dzieci to nie towar". Do protestujących nie wyszli przedstawiciele samorządu, dlatego zdecydowali się oni wejść do wnętrza budynku. Na rozmowy zdecydował się prezydent dr <a class="db-object" title="Janusz Pęcherz" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-janusz-pecherz,gsbi,3242" data-id="3242" data-type="theme">Janusz Pęcherz</a>. Po długotrwałej dyskusji strony nie zmieniły swoich stanowisk. Decyzję o rozpoczęciu procesu przekształceń radni mają podjąć na sesji 2 lutego. Według wiceprezydenta, odpowiedzialnego za edukację Dariusza Grodzińskiego, planowana prywatyzacja nie spowoduje obniżki wynagrodzeń nauczycieli i nie obniży poziomu edukacji przedszkolnej. W przekazanym miastu i mieszkańcom tekście protestu 4600 rodziców i nauczycieli napisało, że prywatyzacja przyczyni się do "pogorszenia obsługi socjalnej i spowoduje znaczne podwyższenie opłat za pobyt dzieci". "Uważamy, że podjęcie takiego kroku powinno być poprzedzone publiczną dyskusją" - napisali. Podobne stanowisko w sprawie braku debaty przekazał w rozmowie szef miejskiego SLD Dariusz Witoń. Protestujący podkreślali, że przekształcając przedszkola miasto szuka oszczędności. - Dlaczego samorząd ma zarabiać na naszych dzieciach - pytały Beata Żelazna i nauczycielka wychowania przedszkolnego Natalia Zawartka-Ignaszak. Jak dowiedziała się PAP samorząd liczy, że prywatyzacja może przynieść 2 mln zł oszczędności rocznie. Z procesu przekształceń wyłączono w Kaliszu przedszkole integracyjne oraz trzy placówki będące częścią zespołów szkolno-wychowawczych, które stały się niepublicznymi już kilka lat temu.