Goście od początku meczu mieli problem z wysokimi graczami, bowiem do Lublina trener Kaszowski nie mógł zabrać kontuzjowanego Bartosza Dubiela. - Sokół to zespół, który na początku sezonu gra bardzo dobrze, a w końcówce zmagań brakuje mu już sił. Ta zasada powtarza się od kilku sezonów komplementował rywali Paweł Kowalski, skrzydłowy Startu. Ekipa gospodarzy przystępowała do sobotniego meczu z nożem na gardle, bowiem zarząd klubu zagroził, że w przypadku kolejnej porażki, zawodnicy mogą się liczyć z karami finansowymi. To najwyraźniej mocno stremowała lublinian, którzy wyszli na parkiet dziwnie rozkojarzeni i po 2 minutach przegrywali już 0:8. Miejscowi głównie za sprawą skutecznych Pawła Kowalskiego i Łukasza Kwiatkowskiego systematycznie zmniejszali straty, a w nerwowej końcówce przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W tym momencie przyjezdni byli już praktycznie pozbawieni wysokich graczy, bowiem za faule spadli z parkietu Maciej Klima i Wojciech Pisarczyk. - Zagraliśmy w tym meczu słabiej w obronie. Problemy z wysokimi graczami także dały znać o sobie. Mimo wszystko patrząc na statystyki była szansa na wygranie meczu w Lublinie. Jednak tak jak powiedziałem na wstępnie, przy tak wyrównanym spotkaniu, liczą się niuanse. W końcówce meczu kilka akcji potoczyło się nie po naszej myśli, co skończyło się naszą porażką - kończy trener Dariusza Kaszowski. Start Lublin - Sokół Łańcut 70:67 (12:20, 22:19, 19:13, 17:15) Start: Kwiatkowski 24 (1x3), Kowalski 13 (3x3), Aleksandrowicz 10 (1x3), Prażmo 7, Sikora 7 (1x3), Myśliwiec 5, Szymański 4, Jagoda 0 Sokół: Klima 19 (1x3), Glapiński 17 (2x3), Ucinek 12 (2x3), Szurlej 9 (1x3), Fortuna 5, Pisarczyk 3, Chromicz 2, Balawender 0. Sędziowali: K. Puchałka, J. Kuniec, K. Pełka. Widzów 400. mj