Włodarczyk, zawodniczka warszawskiej Skry, ze stadionu w Moskwie schodziła bardzo szczęśliwa. "Nie czuję niedosytu. Może by tak było, gdyby nie osiągnięty przeze mnie wynik. Noc na pewno będzie bardzo długa..." - cieszyła się. Konkurs, który obserwowała z trybun minister sportu i turystyki <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-joanna-mucha,gsbi,1583" title="Joanna Mucha" target="_blank">Joanna Mucha</a>, stał na bardzo wysokim poziomie - najwyższym w historii. Jedną z głównych ról odegrała w nim Polka, która na półmetku nawet prowadziła. "Wiedziałam jednak, że Tatiana jest w stanie rzucić dalej i tak też się stało. Ale to dobrze, bo mnie zmobilizowała dzięki temu do jeszcze lepszego rezultatu" - skomentowała podopieczna Krzysztofa Kaliszewskiego. Chwilę później z rąk siedmiokrotnej medalistki olimpijskiej Ireny Szewińskiej odebrała na podium srebrny medal. Łysenko zapowiedziała po dekoracji, że zainspirowana koleżanką z reprezentacji Jeleną Isinbajewą, również na jakiś czas zamierza pożegnać się ze sportem, by urodzić dziecko. Obie jednak są bardzo tajemnicze, bo do tej pory dziennikarze nie zdołali wytropić ich narzeczonych. Na podium miał stanąć także Majewski (AZS AWF Warszawa). Dwukrotny mistrz olimpijski po dwóch operacjach łokcia nie był jednak w najwyższej formie i sam zdawał sobie z tego sprawę. "Wiedziałem, że nie jestem gotowy do takiego pchania jak w zeszłym roku, ale technicznie u mnie to fatalnie wyglądało. Mogłem pchnąć na medal, ale się nie udało. To już historia" - skomentował. W konkursie doszło jednak do niecodziennej sytuacji. W czwartej próbie przy pchnięciu broniącego tytułu Davida Storla sędzia uznał, że podejście było spalone. Do Niemca krzyknął jednak jeden z fotoreporterów, że arbiter się pomylił, a on przytomnie poprosił o zmierzenie próby. Sędziowie w tym momencie jeszcze raz przeanalizowali sytuację i uznali, że rację ma... Storl. Próba okazała się bardzo daleka - na 21,73, co dało Niemcowi końcowe zwycięstwo. Klasę pokazał Mo Farah. Brytyjczyk, dwukrotny mistrz olimpijski, zdobył w Moskwie również swoje drugie złoto. Najpierw zwyciężył w biegu na 10 000 m, a w piątek na dwa razy krótszym dystansie. Nie dał szans rywalom zwłaszcza na końcowych metrach i uzyskał czas 13.26,98. Dramat przeżyła na 200 m jedna z najbardziej utytułowanych zawodniczek na świecie - Amerykanka Allyson Felix. To właśnie ona miała podjąć walkę z mistrzynią globu na 100 m Jamajką Shelly-Ann Fraser-Pryce. Jej marzenia prysły po 50 metrach, kiedy upadła i złapała się za mięsień dwugłowy uda. Amerykanka leżała na bieżni bardzo długo. W pierwszej chwili podbiegli do niej pielęgniarze z kostkami lodu, ale nie mieli noszy. Ostatecznie na tartan wskoczył jej... trener, który płaczącą Felix wziął ją na ręce i przeniósł niemal na metę. Wygrała Jamajka wynikiem 22,17. W skoku w dal mężczyzn bezkonkurencyjny był Rosjanin Aleksandr Mienkow - 8,56 (rekord kraju). W rywalizacji sztafet 4x400 m rywali zdeklasowali Amerykanie - 2.58,71. W półfinale biegu na 200 m odpadł Karol Zalewski. Sprinter AZS UWM Olsztyn uzyskał czas 20,66 i był najsłabszy w swojej serii. Wygrał ją obrońca tytułu, wielki faworyt Usain Bolt - 20,12. Przed południem nie awansowała do finału sztafeta 4x400 m kobiet. Reprezentacja, która pobiegła w składzie: Małgorzata Hołub (Bałtyk Koszalin), Patrycja Wyciszkiewicz (Olimpia Poznań), Iga Baumgart (BKS Bydgoszcz) i Justyna Święty (AZS AWF Katowice) uzyskała czas 3.29,75 i sklasyfikowana została na dziewiątym miejscu.