Czterokrotny medalista igrzysk olimpijskich zjawił się w piątkowy poranek w rezydencji w bardzo dobrym humorze. Prezydent przybył na spotkanie prosto z Ukrainy, gdzie w czwartek uczestniczył w uroczystości zaprzysiężenia prezydenta Wiktora Janukowycza. Śmigłowiec stacjonujący na lądowisku w rejonie Zameczku to mimo wszystko rzadki widok. Jak można było się spodziewać, śniadanie przyciągnęło do rezydencji głowy państwa wianuszek dziennikarzy. Na liście figurowało kilkadziesiąt nazwisk. Adam Małysz dotarł do Zameczku Prezydenckiego po godz. 9.00. Towarzyszyła mu żona Izabela. Na miejsce przybyli także <a class="db-object" title="Apoloniusz Tajner" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-apoloniusz-tajner,gsbi,2884" data-id="2884" data-type="theme">Apoloniusz Tajner</a>, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, oraz burmistrz Wisły, Andrzej Molin. Witając gościa w swojej rezydencji, Lech Kaczyński przyznał się, że chociaż gorąco życzył Adamowi sukcesów w Vancouver, to wydawały mu się one niemożliwe. Żona jest zawsze połową sukcesu - Adam Małysz to jedna trzecia naszych wszystkich medali na igrzyskach zimowych - mówił prezydent. - Jego sukcesy w polskich sportach zimowych są niepowtarzalne, a i w sporcie w ogóle ciężko znaleźć równie utytułowanych zawodników, porównywalne sukcesy osiągała Irena Szewińska. Pan Adam nie tylko sukcesami zdobywa olbrzymią popularność, ale także swoją postawą - skromnością, bezpośredniością, normalnością. - Zadanie wykonał pan nie w 100, ale 200 procentach - mówił Lech Kaczyński. Gratulował także Izabeli Małysz. Jak podkreślił, za sukces w równym stopniu odpowiada bowiem współmałżonek. - Z doświadczenia wiem, że żona jest zawsze połową sukcesu. Myślę, że w Państwa przypadku jest podobnie - oświadczył prezydent. Być może wystartuję. Nie mogę ryzykować Adam Małysz przekazał prezydentowi flagę olimpijską z podpisami wszystkich polskich olimpijczyków z Vancouver. W rezydencji był lekko stremowany. Z zaproszenia na śniadanie był bardzo zadowolony. Pytany o udział w sobotnio-niedzielnym Pucharze Kontynentalnym w Wiśle, żartował, że na listę startową wpisali go dziennikarze. - Jak skocznia będzie dobrze przygotowana oraz jak dopiszą warunki pogodowe, to wystartuję. W innym przypadku zrezygnuję. Nie mogę ryzykować. Przede mną kolejne puchary świata oraz mistrzostwa świata w lotach narciarskich - stwierdził skoczek. Po śniadaniu Lech Kaczyński odleciał do Warszawy, gdzie miał wręczać nominacje sędziowskie. Uroczystą fetę Wisła urządzi zdobywcy dwóch srebrnych medali olimpijskich w Vancouver dopiero po zakończeniu Pucharu Świata. STELA