Wtorek 16 lutego 2016 roku miał być świętem dla mieszkających w wołyńskim Starokonstantynowie Polaków. Tego dnia miano upamiętnić pochodzących z dawnych Kresów Wacława Kopisto i Leonarda Zub-Zdanowicza, dwóch Cichociemnych walczących z niemieckim i sowieckim okupantem. Niestety, do odsłonięcia pamiątkowej tablicy z okazji 75. rocznicy pierwszego zrzutu Cichociemnych do okupowanej Polski nie doszło. Dlaczego? Jak powiedział PAP Jerzy Wójcicki, prezes stowarzyszenia polonijnego "Kresowiacy" i członek zarządu Związku Polaków na Ukrainie, przyczyną były naciski ukraińskiego IPN. Prezes tamtejszego instytutu Wołodymyr Wiatrowycz, powołując się na rzekome dokumenty polskiego IPN napisał, że biografie Kopisto i Zub-Zdanowicza "świadczą o ich możliwym udziale w zabójstwach Ukraińców". "Uważamy, że bez takich badań podobne inicjatywy mogą zaszkodzić budowaniu dobrosąsiedzkich i partnerskich relacji między Ukrainą i Polską oraz prowokować ostre konflikty społeczno-polityczne na Ukrainie oraz na szczeblu międzynarodowym. W związku z tym zalecamy odłożenie montażu tablic pamiątkowych (...)" - czytamy w liście prezesa ukraińskiego IPN. Czy rzeczywiście uhonorowania dwóch Cichociemnych mogłyby "zaszkodzić budowaniu dobrosąsiedzkich i partnerskich relacji między Ukrainą i Polską"? O komentarz poprosiliśmy doktora Macieja Korkucia z Instytutu Pamięci Narodowej. - To wpisuje się w zafałszowaną tezę niektórych historyków i polityków z Ukrainy, jakoby istniała jakaś "druga wojna polsko-ukraińska" w latach II wojny światowej. To absurd. Tu nie było równorzędności agresji. Polska nie zaatakowała Ukrainy w czasie wojny. Polacy nie rozpoczynali wojny przeciw Ukraińcom. To UPA rozpoczęła antypolską operację ludobójstwa, ukierunkowanego na "oczyszczenie" Wołynia i Galicji Wschodniej z Polaków. Ukraińcy rozpoczęli spiralę zbrodni - powiedział historyk portalowi Interia. Doktor Korkuć odrzuca również tezy o rzekomo zbrodniczej działalności Kopisto i Zub-Zdanowicza. - Dramatem Polaków było to, że w setkach miejscowości byli zaskoczeni. Nie mieli jak się bronić. Kopisto współorganizował polską samoobronę i działania, które miały powstrzymać UPA. Między innymi w Przebrażu Polacy pokazali, że się potrafią bronić [Kopisto wraz z zorganizowaną samoobroną nie dał spalić Ukraińcom tej wioski - przyp. AW]. Ktoś ma o to pretensję? To znaczy, że nie chce rozumieć, co się wówczas działo albo uporczywie chce UPA pozbawić odium zbrodni, jakich UPA z własnej woli dokonała - komentuje naukowiec. W związku ze wstrzymaniem odsłonięcia upamiętniającej Polaków tablic, pojawiły się głosy, że Wiatrowycz po raz kolejny torpeduje porozumienie naszych państw na płaszczyźnie historycznej. Jak przyznaje doktor Korkuć, nie jest to incydentalny przypadek. - Na Ukrainie widziałem upamiętnienia ofiar rzezi wołyńskiej. To kamienne krzyże, ustawione przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, za zgodą Ukrainy w latach 90. Tam, w miejscu gdzie opisano sprawców, napis został profesjonalnie odkuty. Wstawiono klin z podobnego kamienia. Napis stał się niegramatyczny. I informacja zubożona: była zbrodnia - nie było sprawców. Ta historia wygląda podobnie. UPA jest obciążona ludobójstwem i Ukraińcy muszą się z tym zmierzyć - komentuje historyk. Polska wrażliwość na ludobójstwo na Wołyniu jest trudna do zaakceptowania przez Ukraińców. Na szczęście nie jest to powszechne nastawienie, czego przykładem może być postawa wielu polityków naszego wschodniego sąsiada, między innymi wiceprzewodniczącej ukraińskiej Rady Najwyższej Oksany Syrojid. A co stanie się z tablicą upamiętniającą bohaterskich Cichociemnych? Zostanie poświęcona w starokonstantynowskim kościele. Tam pozostanie aż do chwili, gdy Ukraińcy wyrażą zgodę na jej wmurowanie i odsłonięcie.