W ubiegłym miesiącu w internecie zawrzało po tym, jak niemiecki przewoźnik kolejowy Mitteldeutsche Regiobahn zapowiedział wprowadzenie w pociągach specjalnych przedziałów, przeznaczonych wyłącznie dla kobiet. Chodzi o maszyny kursujące w Saksonii, na 80-kilometrowej trasie między Lipskiem i Chemnitz. Linie ekspresowe zostały uzupełnione o specjalne przedziały, w których mogą przebywać wyłącznie kobiety i matki z dziećmi, z zastrzeżeniem, że chłopcy nie mogą mieć więcej niż 10 lat. Miejsca dla pań znajdują się tuż za przedziałem dla konduktorów i personelu pociągu dla podwyższenia bezpieczeństwa. - Ich lokalizacja została wybrana nieprzypadkowo, świadomie - wyjaśniał rzecznik Mitteldeutsche Regiobahn w rozmowie z "The Independent" oraz "The Telegraph". Zaraz po zapowiedziach niemieckiego przewoźnika pojawiły się głosy, że decyzja jest prawdopodobnie odpowiedzią na sylwestrowe wydarzenia w Kolonii, kiedy doszło do masowych napaści seksualnych na kobiety ze strony imigrantów. Problemy z migrantami w Saksonii Jak pisze "Deustche Welle", Saksonia ma problem z migrantami nie od dziś. Raport MSW z końca 2015 roku pokazywał już, że od stycznia do września 2015 roku 4,7 tys. z ponad 10 tys. przestępstw było popełnianych przez imigrantów. Najwięcej problemów sprawiali Tunezyjczycy - pisze "DW". Do najczęściej popełnianych przez uchodźców przestępstw zalicza się kradzieże (40 proc.), jazdę bez biletu komunikacją miejską (18 proc.), uszkodzenia ciała (11 proc.) i przestępstwa narkotykowe (5 proc.). Internauci byli przekonani, że decyzja niemieckiego przewoźnika kolejowego jest podyktowana agresją i przestępstwami ze strony azylantów. "Koleje regionalne tworzą przedziały dla kobiet. Nie ma to jednak nic wspólnego z polityką azylową. Kto by pomyślał!" - pisała jedna z internautek. Inna pytała z kolei: "Czy jeśli kobieta jedzie w normalnym przedziale, to jest sama sobie winna, bo nie wsiadła do kobiecego?". Stary pomysł znany z innych krajów - Z tego, co wiem - to stary pomysł, który dopiero wszedł w życie. Tak jak powstają przedziały ciszy, czy rodzinne, tak ten prywatny przewoźnik stworzył przedziały dla kobiet z dziećmi. Ponoć było takie zapotrzebowanie, choć praktyki z Austrii (gdzie w niektórych pociągach też takie przedziały są) pokazują, że nie cieszą się dużym zainteresowaniem i chyba tylko 2 proc. kobiet rezerwuje w nich miejsce - mówi Anna Alboth, dziennikarka i podróżniczka, Polka mieszkająca w Berlinie. Firma również zaprzeczała, jakoby decyzja miała mieść związek z sylwestrowymi wydarzeniami. Tłumaczono, że pomysł nie wiąże się z napływem migrantów ani atakami seksualnymi, do których doszło w ostatnich miesiącach. Nowe regulacje mają po prostu wzmocnić poczucie bezpieczeństwa żeńskiej części pasażerów. - Znam kilka mam, które powiedziały, że w okresie karmienia dzieci piersią, chętnie by do takiego przedziału poszły. I tyle. Nie widzę powiązania z Kolonią - przekonuje Anna Alboth, mieszkanka Berlina. - O tych przedziałach prawie nikt nie słyszał. Większość, która się dowiaduje, mówi: "o, mała prywatna firma chciała sobie darmowy rozgłos zrobić" - dodaje. Podobne rozwiązanie, polegające na wydzieleniu przedziałów dla kobiet, zostało wprowadzone też w innych krajach na świecie, m.in. w Japonii, Indiach, Meksyku, Brazylii, Egipcie czy Indonezji, jednak po to, by zapobiec przemocy na tle seksualnym. Pracownicy Mitteldeutsche Regiobahn oświadczyli z kolei, że pociągami mogą jeździć również panowie. Wydzielone przedziały mają służyć "strefom rodziny", o czym wspomniała Anna Alboth. To przede wszystkim propozycja dla osób podróżujących z dziećmi, dla niepełnosprawnych i emerytów, którzy wolą siedzieć w pobliżu obsługi pociągu. Projekt "przedziałów dla kobiet" wprowadzano także 15 lat temu w Szwajcarii, ale podobnie jak w Austrii, okazuje się, że prawie nikt z nich nie korzysta. W Wielkiej Brytanii ostatni przedział "ladies only" zniknął w 1977 roku, ponieważ - jak donosi BBC - pomysł ten uznano za "obraźliwy, protekcjonalny i zawstydzający zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn". "Żadna niemiecka wielka decyzja" Jak podkreśla Anna Alboth, przewoźnik to prywatna firma, "żadna niemiecka wielka decyzja". - Nie słyszałam o strachu ani w pociągach, ani na ulicach. W miejscach, gdzie uchodźców jest najwięcej (w Berlinie: pod biurami rejestracji Lageso czy w obozach, w których jest nawet do 3 tys. osób), czuję się najbezpieczniej na świecie - przyznaje Anna. - Mieszkam w Berlinie od 8 lat. Jedyne zaczepki czy komentarze na ulicach spotkały mnie ze strony Polaków - przyznaje. Uchodźcy w Niemczech. Co się zmieniło? Anna Alboth podkreśla, że w ciągu ostatniego pół roku Berlin zyskał ponad 70 tys. osób. Co zmieniło się w stolicy? - W zasadzie wszyscy spośród moich znajomych włączyli się w akcje pomocowe: zbiórki, dyżury, nocowania, kursy językowe, wsparcie, zajęcia z dziećmi i wiele innych - mówi mieszkanka Berlina. - Styl życia berlińczyków zmienił się o tyle, że być może mniej czasu w weekend spędzają pijąc piwo w parku na trawie, a więcej - zabierając dzieciaki uchodźców na spacer - przyznaje Anna. Jedyną trudnością, o jakiej wspomina podróżniczka, jest znalezienie mieszkania czy pokoju osobom przyjeżdżającym do Berlina. Wielu uchodźców zajęło wolne miejsca. - Ale w ogóle nie przekłada się to na poczucie niebezpieczeństwa - dodaje. - Nie znam nikogo, kto stwierdziłby, że się boi czy obawia: o bezpieczeństwo, pracę, zarobki. Za to na grupach facebookowych w Berlinie pojawia się dużo fajnych ofert - podkreśla. Podróżniczka opowiada m.in. u uchodźcach, którzy czasami długimi miesiącami czekają na papiery i mają dużo wolnego czasu. Decydują się zatem, by wyprowadzać na spacery berlińskie psy, czy organizować zabawy sportowe dla dzieci. - Uczą arabskiego, pomagają w przeprowadzkach, robią projekty gotowania dla... bezdomnych Niemców. Wszystko to oczywiście za darmo. Bo chcą dać coś w zamian.