Z tym akurat się trzeba zgodzić, bo prognoza staje się faktem dopiero z czasem, co tylko pogłębia niezrozumienie beztroskiej paplaniny pogodynek. Najgorsze jest jednak to, że w potoku znanych słów słyszymy naraz coś obcego, co brzmi jak niespodziewany trzask w <a href="http://www.rmf.fm" target="_blank">radio</a>teleskopie. Na przykład: spin doktor. Tym pojęciem, dalibóg nie wiem dlaczego, określa się grubego pana Kamińskiego z kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego (podkreślam jego otyłość nie przez płochą złośliwość, ale by odróżnić go od małego pana Kamińskiego z CBA). Otóż gruby pan Kamiński tytułowany jest spin doktorem. Nie protestuje, więc pewnie to nic obraźliwego. Pal diabli doktora, nawet Lepper jest doktorem, to co dopiero człowiek wykształcony. Ale ten spin? Ki czort? Ostatnie dni znów zaskoczyły nowinami. Im kto gorzej wypada w notowaniach, tym bardziej piszczy, że to czarny pijar. Czyli wroga propaganda. Opublikowano akurat wyniki sondażu na temat polskich przywódców religijnych, zatem według rangi zawodowej, biskupów. Czy im ufamy, czy mają autorytet, czy są Polakom potrzebni? Wyniki okazały się szokujące dla obu stron, bo jedni (lud boży) nie sądzili, że jest tak źle, a drudzy (pasterze) jeszcze nie dopuścili do siebie myśli, że może być gorzej, niż sami sądzą o sobie. I jedni, i drudzy przeszacowali, bo rzeczywistość naprawdę zawstydza. W skali zaufania publicznego biskupi lokują się między politykami i prawnikami, zatem gdzieś mniej więcej między złodziejami i gliniarzami. Więcej rodaków ufa dziennikarzom i nauczycielom niż hierarchom Kościoła. Jak napisano w "Tygodniku Powszechnym", to efekt nieporadzenia sobie Kościoła z kryzysami minionych lat, a może w ogóle nieradzenia sobie z nieszczęsnym darem wolności. Sytuacja jest patowa, bo nawet jeśli biskupi, jakimś cudem, a załóżmy roboczo, że tego doświadczą, zrozumieją, że potrzebny im jest spin doktor, by zmienić fatalny wizerunek hierarchii katolickiej w Polsce, nie mają szans na transfer grubego pana Kamińskiego z Kancelarii do Episkopatu. Powód jest jeden, bo jeden jest tylko spin doktor. I tu dochodzimy do zakresu obowiązków spin doktora. W odróżnieniu od tradycyjnego pijaru (z angielska: Public Relations), tu zacytujmy naukową definicję, która "opiera się na kreatywnym przedstawianiu faktów, technika spin często, lecz nie zawsze, zakłada pełną obłudy, zdradliwą oraz wysoce manipulatywną taktykę zdolną do pozbawienia ludzi zdroworozsądkowego myślenia". Co to za diabelstwo?... Sama definicja budzi już zgrozę, a co dopiero spin doktor osobą własną. Mówiąc po polsku, spin doktor to nadzwyczajnie cwana papuga, która zawsze odwróci kota ogonem, nałga, namota, namiesza i jego zawsze będzie na wierzchu. Mówiąc jeszcze krócej, w polityce i handlu człek bezcenny! Bezcenność (jakież ujmujące podobieństwo do bezecności!) prezydenckiego spin doktora może się jednak okazać bez pokrycia, jak czek Marka Dochnala. Albowiem mimo wysiłków grubego pana Kamińskiego, niemal codziennie męczącego się przed dziennikarzami niczym Andrzej Gołota w 11 rundzie, obraz Kancelarii Prezydenta RP i jego samego jest tak samo niewyrosły, jak prestiż biskupów. Lech Kaczyński, z samego swego charakteru postrzegany pozytywniej niż jego starszy o kwadrans braciszek, dzięki fatalnym wysiłkom swych fatalnych kancelistów, jest w narodzie poważany jak <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-leszek-miller,gsbi,1493" title="Leszek Miller" target="_blank">Leszek Miller</a>. Bo gorzej już nie można. I tu tkwi odpowiedź, dlaczego w takim dużym, europejskim kraju jest tylko jeden spin doktor. Bo więcej nie trzeba. W Polsce brakuje nam nie spin doktorów, ale właściwych ludzi na właściwych miejscach. Jest dziś przeraźliwie jasne, że panie i panowie: Fotyga, Jakubiak, Kamiński, Łopiński, Draba i pomniejsi w swej głębokiej poczciwości nie zdają sobie sprawy, że to oni, mimo woli i własnemu interesowi, budują czarny pijar swemu szefowi. A nasi biskupi, malowniczo zastygli w pomnikowej refleksji nad losami świata tego, popełniają błąd identyczny. Nawet nie dopuścili do siebie myśli, że to oni właśnie, nikt inny, przynoszą obciach swemu boskiemu szefowi. Sami tworzą czarny pijar. I co z tego, że niektórzy mają czerwone bereciki? henryk.martenka@angora.com.pl