Szantaż w kuluarach? Według Piotra Stachańczyka Polska gotowa będzie przejąć od Włoch i Grecji 1100 osób oraz zaoferuje 900 miejsc dla uchodźców przesiedlanych bezpośrednio z obozów poza UE. - Przyjmowanie tych osób nie nastąpi w jednym czasie, będzie to proces rozłożony na okres dwóch lat. Osoby te trafią do ośrodków dla uchodźców, których jest w Polsce 12. Liczymy też na współpracę z organizacjami pozarządowymi. Zależy nam na tym, żeby zapewnić tym osobom zakwaterowanie i wdrożyć je w program, m.in. nauki języka polskiego. MSW odpowiada za bezpieczeństwo Polaków, w związku z czym przyjmowane osoby będą sprawdzane pod tym kątem i w razie wątpliwości nie zostaną wpuszczone na teren naszego kraju - wyjaśnia rzeczniczka prasowa MSW Małgorzata Woźniak. Przypomnijmy, że z wcześniejszych deklaracji wynika, że liczba 2000 uchodźców obejmie 1000 osób w ramach relokacji imigrantów z Włoch i Grecji oraz drugie 1000 w ramach przesiedleń. Jak poinformował wiceminister, proporcje te zmieniono na prośbę luksemburskiej prezydencji UE. Oprócz tej korekty pojawił się także wątek "nacisków", jakie miały skłonić Polskę do podtrzymania swojej decyzji w sprawie przyjęcia 2000 uchodźców. O wspomnianych naciskach informowała "Rzeczpospolita", według której na decyzje Polski wpłynęły Niemcy. W przypadku braku solidarności w przyjmowaniu uchodźców, Grecja i Włochy miały zlikwidować sankcje wobec Rosji. - Polska od początku podkreślała, że kwestia przyjęcia uchodźców ma być decyzją dobrowolną. Każdy kraj, znając swoje możliwości, powinien samodzielnie o tym decydować. Kwestie samodzielności i dobrowolnej decyzji zostały podtrzymane - komentuje doniesienia o naciskach rzeczniczka MSW. 2000 to nadal za dużo? - Biorąc pod uwagę, że sytuacja na Ukrainie jest niestabilna, musimy brać pod uwagę, że osoby z tego kraju będą szukały schronienia u nas. W związku z tym nasza decyzja była przemyślana. Polska chce okazać swoją solidarność wobec uchodźców - powiedziała Małgorzata Woźniak. Jej zdaniem 2000 uchodźców to liczba adekwatna do możliwości naszego kraju. Stanowisko Polaków jest jednak bardziej podzielone. Zdecydowana większość naszych rodaków jest przeciwna obligatoryjnemu przyjmowaniu uchodźców. W tym aż 36 procent zadeklarowało, że jest temu zdecydowanie przeciwne. Za taką formą pomocy jest zaś mniej niż co czwarty badany (24 procent). - Uważamy, że dobrze przygotowany program zmieni nastawienie naszych obywateli. Jeżeli Polacy zobaczą, że jest to program przemyślany, to zmienią swoje podejście - prognozuje Małgorzata Woźniak. Tymczasem największe kontrowersje budzi decyzja Austrii i Węgier, które zadeklarowały, że nie przyjmą do siebie żadnego imigranta. Austria argumentuje to tym, że państwo to już obecnie stało się "celem numer jeden" w napływie uchodźców. Z kolei Węgry od samego początku krytykowały unijne plany argumentując, że są krajem najbardziej narażonym na migracje. Obecnie na granicy węgiersko-serbskiej toczy się budowa ogrodzenia, mającego powstrzymać przepływ imigrantów. Europejska solidarność nie jest drogą jednokierunkową - pisze z kolei komentator niemieckiego dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Jego zdaniem, wschodnie kraje Unii powinny wykazać więcej zrozumienia dla europejskich partnerów zmagających się z falą uchodźców. Liczba uchodźców, jaką gotowa jest przyjąć Polska, jest mniejsza, niż zaproponowała w maju Komisja Europejska. Według pierwotnej propozycji Brukseli, do Polski miałoby trafić 2659 imigrantów, przejętych od Włoch i Grecji, oraz 962 uchodźców z obozów spoza UE.